W przypadku książki Odzyskać Łaskę odpowiedź na powyższe pytanie brzmi tak, że autorem (autorką) „Odzyskać Łaskę” jest Sandra Ingerman. Autor lub autorka książki ma prawo do ochrony swojego dzieła i może decydować o sposobie jego wykorzystania, takim jak publikacja, sprzedaż czy tłumaczenie na inne języki.
1. Czym rozpoczyna się Rok liturgiczny? 2. Czym kończy się Rok liturgiczny? 3. W jakim okresie Roku liturgicznego umiejscowiony jest Wielki Tydzień? 4 … . Czym rozpoczyna się Wielki Tydzień? 5. Co to jest TRIDUUM PASCHALNE? a/ jakim wydarzeniem się rozpoczyna? b/ ważne wydarzenia w tym okresie ? c/ czym się kończy? 6. Jakim ważnym wydarzeniem rozpoczyna się następny TYDZIEŃ po Wielkim Tygodniu? 7. Niedziela Miłosierdzia ... 8. Uczynki miłosierdzia: a/ względem duszy... b/ względem ciała... Św. Dominik i św. Franciszek byli ludźmi modlitwy. Wykonaj na kartce projekt plakatu z modlitwą do jednego z nich. Dam dużo punktów, proszę o odpowiedź do końca tygodnia. DAJE NAJ Religia klasa 8 1. Podaj podział sakramentów według ich specyfiki (3 grupy). 2. Kto j … est szafarzem tych sakramentów: a. Chrzest b. Bierzmowanie c. Małżeństwo d. Kapłaństwo 3. Podaj skutki chrztu (2) 4. Wypisz elementy towarzyszące Mszy Świętej połączonej z udzielaniem chrztu świętego (tylko udzielanie chrztu po homilii – 5 elementów) 5. Wymień trzy stopnie święceń kapłańskich. 6. Trzy główne funkcje sakramentu kapłaństwa to: 7. Wymień skutki sakramentu bierzmowania (3 Twoim zdaniem najważniejsze). 8. Opisz jakie korzystne i niekorzystne zmiany nastąpiły w przebiegu liturgii Eucharystii (Mszy Świętej) w średniowieczu. 9. W którym wieku powstały katalogi grzechów? 10. Kiedy pojawiły się konfesjonały w świątyniach (w którym wieku)? Kiedy miało to miejsce w Polsce? (podaj wiek) 11. Podaj 4 skutki sakramentu pokuty. 12. Komu w Kościele pierwotnym nie udzielano sakramentu namaszczenia chorych? (3 kategorie ludzi) 13. W którym Liście Apostolskim jest mowa o kapłaństwie? 14. Opisz pokrótce historię sakramentu chrztu. 15. Przyporządkuj fragmenty Pisma Świętego poszczególnym sakramentom: a. Mt 28,19-20 b. Mt 26,26-28; Mk 14, 22-24; Łk 22, 19-20; 1 Kor 11, 23-25 c. J 20, 22-23 d. Jk 5, 14 – 15 e. Ef 5,21-25; Mk 10, 2-9 f. Dz 2, 4 były ewangeliarze, lekcjonarze, antyfonarze, sakramentarze? 17. Jakimi słowami odpowiada kapłanowi penitent na słowa: Wysławiajmy Pana, bo jest dobry ? Z jakim sakramentem wiążą się te słowa? pojęcia: a. Neofita b. Katechumenat c. Szafarz sobór ustalił, że do sakramentu pokuty należy przystępować przynajmniej raz w roku? (Było to w roku 1215) sobór ustalił tzw. kanoniczną formę zawarcia sakramentu małżeństwa (1563 r.)? Daje naj pkt ! 1)Bazując na własnych doświadczeniach oraz zdobytej wiedzy o zwyczajach adwentowych napisz czym dla ciebie jest adwent i jak można go g … łęboko przeżyć by przygotować się do przeżywania świąt Bożego Narodzenia 2) Adwent to czas oczekiwania na przyjście Chrystusa co według ciebie znaczy oczekiwanie z radością na podwójne przyjście Chrystusa na ziemie. Uzasadnij 3)Na podstawie pieśni adwentowych opisz bogactwo okresu adwentu wskaż konkretne przykłady które wskazują na unikatowość przeżywania adwentu w kulturze polskiej 4)Trzecia niedziela adwentu nazywa się niedzielą gaudete napisz co wyjątkowego odnajdujemy w liturgii Kościoła w tym dniu wskazując jak przeżywanie tej niedzieli może wpływać na pogłębienie własnej wiary 2. Wykonaj w zeszycie projekt plakatu, który ma zachęcać do codziennej modlitwy. Napisz co oznacza imię które nadano ci podczas chrztu i opisz krótko swojego patrona imię Magda PRACA NA LEKCJI 1. Z podanych cech człowieka wybierz te, które odróżniają nas od innych stworzen. Wpisz je do zeszytu. całym zdaniem wzrost … inteligencja wolność wyboru dobry słuch • kolor włosów umiejętność kochania sprawność fizyczna • życzliwość wyrozumiałość. umiejętność chodzenia po drzewach uprzejmość dobry wzrok. dobroć. waga, tolerancja pliska!!!!!!!!!!! daje 20 punktów Na podstawie uzyskanych informacji odpowiedz na pytania: W jaki sposób rodzice chrześcijańscy przekazują dzieciom wi … arę? Jak rodzina chrześcijańska świętuje niedzielę? Jakie zwyczaje pomagają rodzinie chrześcijańskiej przeżywać ważne wydarzenia z życia Kościoła? Jaką boginię czcił Poncjusz Piłat? Pośród grzechów wybierz te, które sprzeciwiają się I i IV przykazaniu przynależność do sekt lekceważenie nauczycieli eutanazja bałwochwalstwo przesądy … kradzież plotki cudzołóstwo odpisywanie w szkole niedbanie o dobro Ojczyzny zabójstwo oszczerstwo używanie narkotyków fałszywe świadectwo nieuczestniczenie w niedzielnej Mszy świętej zaniedbywanie modlitwy odrabianie lekcji w niedzielę bluźnierstwo rozmowy nieczyste nielegalne kopiowanie płyt nieposłuszeństwo wobec rodziców podejmowanie w niedzielę pracy zarobkowej przysięganie na Imię Boga obmowa wywoływanie duchów pożądliwość przywłaszczenie sobie znalezionej rzeczy używanie imion świętych w rozmowach samobójstwo niedbanie o swoje zdrowie pornografia naużywanie imienia Bożego magia robienie zakupów w niedzielę zniszczenie cudzej lub społecznej własności używanie przemocy wobec drugiej osoby
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ Napisz w jaki sposób pomaga nam Bóg w drodze do nieba. Nielogiczna2 Nielogiczna2 23.04.2012
PRZEDMOWACiężka, nieuleczalna choroba i bliskość śmierci, grożąca nam lub szczególnie bliskiej, ukochanej osobie, stają się źródłem wielkich cierpień i przewartościowań w stosunku do siebie, bliskich, otoczenia, Boga. Śmiertelna choroba zakłóca czynności całego organizmu, przynosi dokuczliwe, niekiedy bezmierne dolegliwości i wyzwala wiele negatywnych emocji: gniew, smutek, złość, rezygnację, wreszcie zwykły ludzki strach przed konaniem w cierpieniach i samotności, utratą godności, zdaniem się na łaskę i niełaskę innych się stać ciężarem dla bliskich, a zarazem odrzucenia przez personel medyczny, który uzna nasz przypadek za nasze życie nadal ma sens, czy odczucie zwolnienia z życia przeżywane przez Joannę Drażbę naszą 23-letnią, chorą poetkę, umierającą z powodu choroby nowotworowej musi nieodłącznie towarzyszyć ludziom umierającym? Czy to życie pogrążone w cierpieniu, odarte z nadziei ma sens, czy warto żyć? Co mnie jeszcze złego może spotkać, zanim umrę, pytała nasza bliska śmierci nauczycielka, przewodniczka po cierpieniach dziecka, 13-letnia chora Natalia, mówiąc po przeczytaniu wierszy i pamiętników Joanny Drażby – „Joasia więcej cierpiała ode mnie...”.Umieraniu towarzyszą cierpienia duchowe, egzystencjalne; świadomość nieustannie atakują dręczące pytania: od najprostszych – Dlaczego właśnie ja? – po skomplikowane zagadki ontologiczne dotyczące istoty bytu – Czy umrze tylko moje ciało? Czy spotkam tam moich bliskich?Okres umierania to wielkie dramatyczne przeżycie budzące potrzebę zwierzeń, wołanie o obecność bliskiej, ukochanej osoby, przyjaźń, bliskich i opieka nad nieuleczalnie chorymi przygotowują także nas do naszego umierania i śmierci. W pamięci mam słowa Marka, pacjenta Hospicjum Palium, skierowane do studentów V roku Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu: Ja już się nie wyleczę z tej śmiertelnej choroby, jednak pobyt tutaj w Hospicjum Dziennym pozwoli mi odzyskać równowagę i wrócić do pewnej normalności, i pomóc w odzyskaniu przekonania, że nadal mogę cieszyć się życiem, że jestem ważny dla innych. Swoje cierpienie przedstawiłem na obrazie, który ciągle tak jak moje życie jest niedokończony; w czerni smutku – zawieszony jest snop światła – nadzieja, a te czerwone, raniące mnie ostrza wyobrażają wpływ choroby na wszystkie obszary mojej osoby – ciało, psychikę, duszę; na końcu każdej czerwonej strzały zawieszona jest moja łza. Pamiętajcie Państwo, aby się spieszyć i nie zmarnować żadnego ofiarowanego nam dnia, każdy z nich jest ludzie, którzy wkrótce umrą, chcą rozmawiać o swoich potrzebach, czy też pogrążeni w smutku i rozpaczy, powinni być odseparowani od bliskich i otoczenia? Czy należy narażać innych na udrękę przeżywania cierpień, które są udziałem umierających? Czy też wręcz przeciwnie, należy przełamać tę ciszę – zmowę milczenia? Szukamy ciągle wzorców, wskazówek – jak rozmawiać, pomagać, okazywać cierpliwość, zrozumienie, wsparcie i miłość tym, którzy są „beznadziejnie chorzy” – skazani jeszcze za życia na izolację, wezwanie do przełamania milczenia wokół osób umierających, pogrążonych w cierpieniu, nieśmiało upominających się o swoje prawa, znaczenie i godność w obliczu nieuleczalnej choroby i śmierci, podjęła przed ponad 30 laty Elisabeth Kübler-Ross – lekarz psychiatra pracująca w jednym z wielkich szpitali amerykańskich w Chicago. Prowadzone przez ponad dwa lata, nagrywane na taśmy rozmowy z umierającymi dzięki wielu walorom osobowościowym Autorki – jej wrażliwości, empatii, intuicji oraz naturalnym potrzebom chorych do dzielenia się swoimi przeżyciami, historiami cierpień – sprawiły, że przy współpracy innych inspirujących i współpracujących osób powstała ta jedyna w swoim rodzaju pełna życia książka – przepełniona niezbywalnymi prawdami o ludzkim cierpieniu, umieraniu, nadziei i miłości do Boga i o śmierci i umieraniu wydane po raz pierwszy w USA w 1969 r. zapoczątkowały wielki przełom w dotychczasowych sposobach kontaktowania się ze zbliżającymi się do kresu życia chorymi i wyznaczyły podstawy współczesnej psychotanatologii i psychoonkologii; można również sądzić, że wywarły znaczny wpływ na obserwowany w latach siedemdziesiątych w Stanach Zjednoczonych rozwój opieki hospicyjnej. Warto tu wspomnieć, że rozpoczęte w 1965 roku przez Elisabeth Kübler-Ross spotkania z umierającymi o dwa lata wyprzedziły wielkie wydarzenie, jakim było otwarcie przez Cicely Saunders pierwszego nowoczesnego ośrodka holistycznej, wszechstronnej opieki nad ludźmi umierającymi – Hospicjum św. Krzysztofa w Sydenham – w południowej dzielnicy przez Autorkę – często w towarzystwie kapelana – seminaria, podczas których chorzy przekazywali swoje historie cierpienia studentom, pielęgniarkom, pracownikom socjalnym, zapoczątkowały również ważny etap w edukacji personelu medycznego i administracyjnego. Rolę ekspertów nauczających w tej szczególnie ważnej dziedzinie, jaką jest psychotanatologia, przejęli bliscy śmierci chorzy. Stali się oni niezrównanymi nauczycielami dla wszystkich tych, którzy winni opiekować się umierającymi osobami, ale również dla E. Kübler-Ross – doświadczonego, dobrze przygotowanego do pracy z chorymi lekarza-psychiatry, a przy tym osoby obdarzonej wielką wrażliwością, serdecznością i umiejętnością słuchania, życzliwą dla chorych i ich Jej empatii i stale wzrastającej wiedzy o życiu będącym częścią umierania, talentowi narratorskiemu i pisarskiemu, ta pierwsza książka oparta na autentycznych relacjach umierających chorych zapoczątkowała nowy, odkrywczy etap otwartego komunikowania się z „beznadziejnie chorymi”, pomagając zrozumieć skalę cierpień i potrzeb nie ograniczających się do pielęgnacji i wyłącznie medycznego działania lekarskiego. Uświadomiony został szerokiemu gronu pracowników służby zdrowia i czytelników cały obszar doznań, problemów i potrzeb chorych i ich rodzin dotyczących psychiki, społecznego bytu i stało się poznanie przeżywanych przez zagrożonych śmiercią ludzi emocji – lęków, obaw przekraczających to wszystko, co było w programach nauczania studentów; E. Kübler-Ross przedstawiła w swojej książce cierpienia i potrzeby osób umierających oraz koncepcje etapów osobowościowego dojrzewania do śmierci. Ten klasyczny podział zachowań – postaw ludzi, którzy stają twarzą w twarz z nieuleczalną chorobą, własną lub osoby najbliższej, stał się powszechnie uznawanym wzorcem pomocnym w zrozumieniu postaw umierających. Hiobowa wieść – uświadomienie sobie zagrożenia bliską śmiercią – wywołuje po wstępnym krótkotrwałym okresie oszołomienia, odrętwienia, pustki, łańcuch krócej łub dłużej trwających reakcji, takich jak odrzucenie, zaprzeczenie gorzkiej prawdy, wreszcie złość i bunt, które kolejno przechodzą w okres targowania się z ludźmi i Bogiem o zmianę decyzji – przepełniony najczęściej fałszywymi nadziejami na wyleczenie lub choćby poprawę, wreszcie okres wielkiego smutku i przygnębienia. Te adaptacyjne okresy obrazujące zmaganie się z nieszczęściem, ciężką, śmiertelną chorobą mogą przeplatać się ze sobą, wzajemnie nakładać i powracać, by osiągnąć (choć nie zawsze) etap akceptacji, pogodzenia się z bolesną rzeczywistością – dojrzewania – przygotowania do śmierci – porządkowania swoich spraw doczesnych, a może jedynie – zamknięcia, dokonania bilansu życia, powrotu do wiary w ludzi i E. Kübler-Ross – po raz pierwszy przetłumaczona na język polski i wydana w Polsce w 1979 roku – była przez wiele lat jedyną publikacją z zakresu psychotanatologii, a zarazem podręcznikiem – źródłem ogromnej wiedzy dla tych wszystkich, którzy pragnęli zrozumieć ludzkie i własne cierpienie związane z umieraniem i w 1981 roku w Krakowie, dynamicznie rozwijający się w ostatnich latach ruch opieki paliatywnej/hospicyjnej (w roku 1997 zarejestrowano 200 ośrodków opieki paliatywnej i hospicyjnej) obejmuje w Polsce opieką coraz więcej cierpiących chorych, a dzięki szeroko rozwijanej działalności edukacyjnej przed- i podyplomowej oraz społecznej, zmiany zachodzą również w mentalności wielu ludzi przekonujących się o potrzebie wsłuchiwania się w prośby osób umierających i ofiarowania wsparcia i kolejną książkę E. Kübler-Ross pt. Życiodajna śmierć pragnę polecić gorąco tym wszystkim, którzy chcą wzbogacić swoją wiedzę o życiu psychicznym i duchowym umierających i ich rodzin oraz poprawić komunikowanie się z nimi. Lektura książki uświadamia, jak ważną rolę może odegrać każdy z nas towarzyszący umierającemu:Ci którzy mają dość siły i miłości, by trwać przy umierającym w milczeniu, które przekracza słowa, wiedzą, że nie jest to moment ani straszny, ani bolesny, ale spokojne ustanie czynności dr Jacek mego ojcai Seppli Bucher– poświęcamPODZIĘKOWANIATak wiele osób pośrednio czy bezpośrednio przyczyniło się do powstania tej książki, że trudno byłoby mi wyrazić wdzięczność każdej oddzielnie. Dr Sydney Margolin podsunął mi myśl przeprowadzania rozmów z nieuleczalnie chorymi w obecności studentów, uważając to za doniosłą metodę nauczania i uczenia Psychiatrii przy University of Chicago Billings Hospital umożliwił przeprowadzenie tego rodzaju Herman Cook i Carl Nighswonger nie tylko aktywnie brali udział w przeprowadzanych rozmowach, ale wyszukiwali odpowiednich pacjentów w okresach, kiedy napotykałam duże trudności. Wayne Rydberg i pierwsi czterej studenci swoją pasją i zainteresowaniem dopomogli mi pokonać wstępne przeszkody. Wielką również pomocą służyło mi Seminarium Teologiczne w Chicago. Wielebny Renford Gaines i jego żona Harriet wiele godzin spędzili nad moim rękopisem, przez cały czas utwierdzając mnie w przekonaniu, że tego rodzaju przedsięwzięcie ma sens; dr C. Knight Aldrich zaś umożliwiał mi tę pracę w ciągu minionych trzech również dr Edgarowi Draper i Jane Kennedy za przejrzenie części rękopisu, a Bonicie McDaniel, Janet Reshkin i Joyce Carlson za przepisanie go na że wyrazem mojej najgorętszej wdzięczności wobec pacjentów oraz ich rodzin będzie opublikowanie tego wszystkiego, z czego mi się podkreślić pragnę, że wielu autorom zawdzięczam inspirację tej pracy, a wreszcie podziękować wypada tym wszystkim, którzy poświęcali i poświęcają swój czas i uwagę ludziom nieuleczalnie Peter Nevraumont podsunął mi myśl napisania tej książki, a pan Clement Alexandre z Wydawnictwa Macmillan cierpliwie i z ogromną wyrozumiałością towarzyszył mi przy procesie jej tworzenia, za co obaj zasługują na wyrazy dziękuję memu mężowi i dzieciom za ich cierpliwość i za to, że zawsze podtrzymują mnie na duchu, co pomaga mi pracować w pełnym wymiarze godzin, łącząc to z obowiązkami żony i AUTORKIZapytana, czy zechciałabym napisać książkę o śmierci i umieraniu, chętnie wyraziłam na to zgodę. Kiedy jednak zaczęłam rozmyślać nad tym, czego się podjęłam, sprawa okazała się znacznie trudniejsza. Od czego zacząć? Co zamieścić w takiej książce? Co mam powiedzieć ludziom, którzy będą ją czytać, ile mogę w niej zawrzeć z tego, czego doświadczyłam w kontaktach z umierającymi pacjentami? Przecież tyle można przekazać bez słów, tyle odczuć, doświadczyć intuicyjnie, spostrzec, nie zawierając tego w ciągu minionych dwóch i pół roku pracowałam z umierającymi pacjentami i opowiem tu o początkach tego eksperymentu, który tyle dał i tak wiele nauczył wszystkich biorących w nim udział. Nie jest to podręcznik, jak podstępować z ludźmi umierającymi. Jest to po prostu relacja o pasjonującej próbie innego spojrzenia na pacjenta, traktowania go jako odrębnej istoty ludzkiej, która tyle może powiedzieć o sobie w bezpośrednim dialogu, od której tyle możemy się nauczyć o wadach i zaletach szpitalnego podejścia do pacjenta. Poprosiliśmy go, by stał się naszym nauczycielem po to, byśmy się jak najwięcej dowiedzieli o końcowych etapach życia, o ludzkim strachu i obawach, troskach i nadziejach. Przytaczam tu zwierzenia moich pacjentów, którzy dzielili się z nami swym cierpieniem, oczekiwaniem i rozterkami. Mam nadzieję, że te karty zachęcą innych, by nie stronili od „beznadziejnie” chorych, ale by się do nich zbliżyli, gdyż wiele im mogą pomóc w ostatnich godzinach. Nieliczni, którzy się na to zdobędą, przekonają się, że tego rodzaju kontakty mogą być pożyteczne dla obu stron; nauczą się też wiele o tajnikach ludzkiego umysłu, o niezwykłych aspektach naszej egzystencji i wyjdą z tego doświadczenia wzbogaceni, żywiąc może mniejsze obawy co do własnego nieuchronnego przecież końca.– 1 –Lęk przedśmierciąPozwól mi nie prosić, bym unikał niebezpieczeństw, lecz bym bez lęku mierzył się z mi nie prosić o uśmierzenie mego bólu, lecz o siłę, by go pokonać. Pozwól mi nie błagać w przerażeniu o ratunek, lecz żywić nadzieję na cierpliwość, że odzyskam wolność. Spraw, abym nie był tchórzem, co widzi Twą łaskę tylko w powodzeniu, ale pozwól mi znaleźć uścisk Twej dłoni w mej minionych pokoleniach epidemie pochłaniały mnóstwo ofiar. Wysoka śmiertelność niemowląt i dzieci sprawiała, że niewiele było rodzin, które nie straciłyby kogoś we wczesnym wieku. W ostatnich dziesięcioleciach medycyna poczyniła wielkie postępy. Szeroko prowadzone szczepienia niemal wyeliminowały wiele chorób, przynajmniej w Europie i Stanach Zjednoczonych. Wprowadzenie nowych leków, zwłaszcza antybiotyków, spowodowało, że coraz mniej ludzi umiera na choroby zakaźne. Dzięki powszechnej profilaktyce i lepszej opiece lekarskiej dzieci rzadziej chorują i niższy jest wskaźnik ich śmiertelności. Wiele chorób, które zbierały obfite żniwo wśród ludzi młodych i w średnim wieku, zostało zwalczonych. Liczba osób dożywających sędziwego wieku stale wzrasta, co z kolei sprawia, że powiększa się grono ludzi cierpiących na choroby nowotworowe i chroniczne, związane z wiekiem mniej mają przypadków nagłych i zagrażających życiu, za to coraz częściej zwracają się do nich pacjenci z zaburzeniami psychosomatycznymi oraz z problemami przystosowania się i zachowania. Obecnie w poczekalniach u lekarzy wysiaduje znacznie więcej osób, które mają kłopoty natury emocjonalnej, oraz ludzi starszych, którzy nie tylko borykają się z ograniczonymi możliwościami fizycznymi, ale stają wobec faktu samotności i wyizolowania, co przysparza im wiele cierpień i smutków. Większości z nich wcale nie jest potrzebny psychiatra. Wystarczyłyby po prostu większa życzliwość i zainteresowanie przedstawicieli zawodów związanych z wszelkimi problemami człowieka, na przykład duchownych i pracowników socjalnych. Właśnie im staram się uzmysłowić zmiany, jakie nastąpiły w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci, zmiany, które w sposób zdecydowany przyczyniły się do zwiększenia lęku przed śmiercią i narastania trudności w sferze uczuciowej, które spowodowały konieczność lepszego zrozumienia problemu śmierci i umierania, odpowiedniego doń cofamy się w przeszłość i badamy stare kultury i ludy, widzimy, że śmierć na ogół była dla człowieka czymś odstręczającym, i zapewne zawsze tak będzie. Z punktu widzenia psychiatrii jest to całkiem zrozumiałe zjawisko, a najlepszym jego wyjaśnieniem będzie chyba wewnętrzne przekonanie każdego z nas, że śmierć nie dotyczy go osobiście. Podświadomie nie potrafimy bowiem sobie wyobrazić zakończenia naszego własnego życia tu, na ziemi, i jeśli rzeczywiście stajemy wobec tego faktu, przypisujemy go jakiemuś podstępnemu działaniu z zewnątrz. Krótko mówiąc, w głębi duszy jesteśmy przekonani, że zostać możemy tylko zabici, nie dopuszczamy zwykle do siebie myśli, że możemy umrzeć śmiercią naturalną czy ze starości. Dlatego sama śmierć kojarzy nam się z jakimś gwałtownym czynem, przerażającym zdarzeniem, z czymś, co wymaga kary i pamiętać o tych podstawowych faktach, gdyż są one bardzo ważne dla zrozumienia istoty zwierzeń naszych pacjentów, które w przeciwnym razie byłyby zupełnie musimy zrozumieć, że w naszej podświadomości nie ma rozróżnienia pomiędzy pragnieniem a czynem. Często zdajemy sobie sprawę z naszych nielogicznych marzeń, kiedy to dwa całkowicie przeciwstawne dążenia mogą istnieć równocześnie – to sytuacja oczywista w naszych snach, ale nie do przyjęcia i nielogiczna na jawie. Podobnie jak nasza podświadomość może nie rozróżnić pomiędzy pragnieniem zabicia kogoś w gniewie a samym czynem, podobnie i małe dziecko nie jest w stanie przeprowadzić tego rozróżnienia. Dziecko, które w gniewie życzy matce śmierci, ponieważ nie spełniła jakiejś jego zachcianki, przeżyje boleśnie jej nagły zgon – nawet jeśli to wydarzenie nie będzie związane blisko w czasie z jego złymi pragnieniami – zawsze będzie przypisywało sobie całą albo częściową winę za utratę matki. Będzie sobie – rzadziej innym – powtarzało: „To ja to zrobiłem, to ja jestem odpowiedzialny, byłem niedobry i dlatego mamusia mnie zostawiła”. Pamiętajmy, że dziecko zareaguje w ten sam sposób, jeśli straci któreś z rodziców na skutek rozwodu, separacji czy porzucenia. Często nie traktuje ono śmierci jako zjawiska nieodwołalnego i dlatego niewiele się różni ona dlań od rozwodu, który nie przekreśla widywania się w przyszłości z ojcem czy spośród rodziców przypomina sobie zapewne takie uwagi swoich dzieci: „Pochowam teraz mojego pieska, a na wiosnę, kiedy będą kwitnąć kwiatki, on wstanie”. Może to samo pragnienie odczuwali starożytni Egipcjanie, gdy zostawiali swoim zmarłym pożywienie i różne przedmioty, żeby zapewnić im radość, czy dawni Indianie północnoamerykańscy, którzy chowali swych zmarłych wraz z ich dobytkiem?Kiedy starzejemy się i zaczynamy rozumieć, że nie jesteśmy tak wszechmocni, jak nam się zdawało, że nasze najsilniejsze pragnienia nie są wystarczająco mocne, żeby niemożliwe zmienić w możliwe, strach, że przyczyniliśmy się do śmierci osoby kochanej, zmniejsza się, a wraz z nim i poczucie winy. Pod tym jednak warunkiem, że nie był nadmiernie podsycany. Ślady tego lęku możemy spostrzec na szpitalnych korytarzach, u ludzi i żona latami mogą się kłócić, ale kiedy jedno z nich umiera, pozostałe przy życiu wyrywa sobie włosy z głowy, jęczy i głośno lamentuje, bije się w piersi z żalu, strachu i cierpienia. Odtąd znacznie bardziej niż przedtem będzie bało się własnej śmierci, nadal wierząc w odwieczne prawo odwetu – oko za oko, ząb za ząb: „To ja jestem odpowiedzialny za jej śmierć i dlatego umrę marnie”.Może świadomość tego ułatwi nam zrozumienie wielu starych obyczajów i rytuałów, które przetrwały wieki całe i których zadaniem jest ułagodzić gniew bogów albo ludzi, zmniejszając oczekiwaną karę. Mam tu na myśli posypywanie głowy popiołem, rozrywanie ubrań, welony, płaczki w dawnych czasach – wszystko to, co miało na celu wywołanie litości widzów dla nich, żałobników, i było wyrazem żalu, cierpienia i wstydu. Jawna rozpacz, uderzanie się w pierś, wyrywanie sobie włosów z głowy albo odmowa jedzenia były próbami samoukarania się, żeby uniknąć albo przynajmniej zmniejszyć oczekiwaną karę za przypisywaną sobie śmierć osoby żal, wstyd, poczucie winy nie są zbyt odległe od uczuć gniewu i wściekłości. Żal zawsze zawiera w sobie pewne elementy gniewu. Ponieważ nikt z nas nie lubi przyznawać się do gniewu wobec zmarłej osoby, uczucia te są często ukryte albo tłumione i przedłużają okres żalu lub objawiają się w inny sposób. Trzeba pamiętać, że nie do nas należy ferowanie wyroku, czy takie uczucia są złe lub godne potępienia, winniśmy jednak zrozumieć ich prawdziwe znaczenie i przyczyny i traktować jako coś bardzo ludzkiego. Żeby to zilustrować, posłużę się znowu przykładem dziecka – i dziecka w nas. Pięciolatek, który traci matkę, zarówno wini siebie o to, że go opuściła, jak i gniewa się na nią, że go zostawiła i nie troszczy się o jego potrzeby. Zmarła osoba przekształca się w coś, co dziecko kocha i czego bardzo potrzebuje, ale czego jednocześnie nienawidzi z równą intensywnością, gdyż zostało tego Hebrajczycy uważali ciało osoby zmarłej za coś nieczystego, czego nie należało dotykać. Dawni Indianie północnoamerykańscy wierzyli w złe duchy i odpędzali je, strzelając w powietrze z łuku. Wiele innych kultur stworzyło rytuały, które miały zająć się „złymi” umarłymi, i wszystkie one wywodzą się z tego uczucia gniewu, które nadal w nas istnieje, chociaż nie lubimy się do tego przyznawać. Tradycja kamienia nagrobnego może wywodzić się z chęci zatrzymania złych duchów głęboko w ziemi, a kamyczki, jakie wielu żałobników rzuca na grób, są symboliczną pozostałością tych właśnie pragnień. Chociaż wystrzały na pogrzebach wojskowych nazywamy ostatnim salutem, jest to ten sam symboliczny rytuał Indian, którzy ciskali w niebo dzidami lub strzelali z te przykłady, pragnąc dowieść, że człowiek w zasadzie się nie zmienił. Śmierć nadal jest okropnym, przerażającym zjawiskiem, a lęk przed nią jest powszechny, choćbyśmy nawet uważali, że został opanowany w wielu się tylko nasze podejście do śmierci i umierania, do naszych skazanych na śmierć w kraju europejskim, gdzie nauka nie poczyniła jeszcze tak wielkich postępów, gdzie współczesne zdobycze techniki dopiero zaczęły sobie torować drogę do medycyny i gdzie ludzie nadal żyją tak, jak w Stanach Zjednoczonych żyli przed pół wiekiem, miałam możność zetknąć się w krótkim czasie z ewolucją obyczajów z dziecinnych lat śmierć zamożnego gospodarza z sąsiedztwa. Spadł z wysokiego drzewa i odniósł śmiertelne obrażenia. Wyraził tylko życzenie, że chce umrzeć w domu, które oczywiście natychmiast spełniono. Do swojej sypialni wezwał córki i z każdą rozmawiał oddzielnie przez kilka minut. Chociaż bardzo cierpiał, wszystkie sprawy załatwił spokojnie, rozdzielił swoją własność i zarządził podział ziemi, co miało nastąpić dopiero wtedy, gdy pójdzie za nim jego żona. Poprosił również każde z dzieci, by nadal wykonywało jego dotychczasową pracę i wypełniało jego obowiązki. Wezwał też przyjaciół, żeby go odwiedzili po raz ostatni, gdyż chce się z nimi pożegnać. Choć byłam wtedy małym dzieckiem, nie pominął mnie ani mego rodzeństwa. Pozwolono nam brać udział w przygotowaniach rodzinnych, podobnie jak uczestniczyliśmy w ich żalu. Kiedy umarł, pozostał w zbudowanym przez siebie domu, wśród przyjaciół i sąsiadów, którzy przyszli zobaczyć go po raz ostatni, leżącego wśród kwiatów w miejscu, gdzie żył tyle lat i które tak ukochał. W kraju tym do dziś nie ma sztucznego „pokoju snu”, nie ma balsamowania zwłok ani fałszywego charakteryzowania twarzy zmarłego, żeby udawać sen. Tylko widome oznaki choroby zakrywane są bandażami i tylko ludzi zmarłych na chorobę zakaźną szybko zabiera się z opisuję takie „staroświeckie” obyczaje? Moim zdaniem są one wyrazem naszego pogodzenia się z fatalnym zdarzeniem i pomagają umierającemu; również jego rodzinie pomagają przyjąć ze spokojem utratę kochanej osoby. Poza tym człowiek umierający we własnym domu, w drogim jego sercu otoczeniu, nie musi się do niczego nowego przystosowywać. Jego własna rodzina, znając go dobrze, zamiast środka uspokajającego poda mu kieliszek ulubionego wina, a zapach domowego bulionu może zachęcić go do wypicia kilku łyżek pożywnego płynu, co z pewnością jest zawsze przyjemniejsze niż kroplówka. Nie zamierzam pomniejszać roli środków uspokajających i kroplówek, z własnego doświadczenia lekarza wiejskiego wiem dobrze, że ratują one życie ludzkie i często są konieczne. Ale wiem również, że cierpliwość, przyjazny krąg ludzi i dobre jedzenie mogą zastąpić wiele butelek podawanych dożylnie płynów, i co więcej – taka sytuacja nie wymaga całego sztabu ludzi albo indywidualnej opieki którym pozwolono zostać w domu, kiedy ktoś z rodziny umarł, i które są włączone w rozmowy i dyskusje, mają poczucie, że nie są osamotnione w żalu i wspólnie z dorosłymi dzielą odpowiedzialność i żałobę. W ten sposób przygotowują się stopniowo do tego, by śmierć traktować jako część życia, a doznanie to może sprawić, że szybciej to kontrast ze społeczeństwem, w którym śmierć uważana jest za tabu, rozmowy na jej temat za nazbyt ponure, a dzieci wyłączane są z nich pod pozorem, że byłoby to „ponad ich siły”. Są więc wysyłane do krewnych, czasem z kulawym wyjaśnieniem, że „mama wyjechała w daleką podróż”, albo czymś podobnym. Dziecko czuje, że coś nie jest w porządku, a jego brak zaufania do dorosłych pogłębi się, jeśli owi krewni zaczną się plątać i dadzą jakieś inne wyjaśnienia, jeśli unikać będą pytań, obsypywać prezentami – marnym zadośćuczynieniem straty, o której mu nie wolno mówić. Wcześniej czy później dziecko zrozumie zmienioną sytuację rodzinną i w zależności od wieku i osobowości żywić będzie w sercu wielkie rozgoryczenie i żal, w pamięć wryje mu się to zdarzenie jako przerażające i tajemnicze, będzie miało uraz wobec niegodnych zaufania ludzi dorosłych, z którymi nie można się nierozsądnie postąpiono wobec małej dziewczynki, która straciła braciszka: powiedziano jej, że Bóg tak bardzo kocha małych chłopców, że zabrał Johnny’ego do nieba. Ta mała dziewczynka nigdy nie wyzbyła się wobec Boga swego gniewu, a kiedy w trzydzieści lat później straciła małego synka, ów gniew przekształcił się w depresję by myśleć, że nasz wielki postęp, nasze zdobycze naukowe i wiedza o człowieku dopomogą nam lepiej przygotować siebie i nasze rodziny do tego nieuniknionego zjawiska. Tymczasem do przeszłości należą dni, kiedy człowiek mógł umrzeć w spokoju i z godnością we własnym większe postępy robimy w nauce, tym bardziej zdajemy się lękać śmierci, zaprzeczać jej istnieniu. Jak to jest możliwe?Używamy eufemizmów, staramy się, by zmarli wyglądali jak pogrążeni we śnie, wysyłamy dzieci, żeby je uchronić od niepokoju i zamętu w domu – jeśli chory jest na tyle szczęśliwy, że może umrzeć w domu; nie pozwalamy dzieciom odwiedzać umierających rodziców w szpitalach, prowadzimy długie i zaciekłe dyskusje na temat, czy pacjentowi należy powiedzieć prawdę – problem rzadko spotykany, kiedy umierający pozostaje pod opieką lekarza rodzinnego, który prowadzi go od narodzin aż do śmierci i który zna zalety i wady wszystkich osób należących do że wiele jest powodów, dla których nie chcemy podejść do śmierci spokojnie. Jedną z ważniejszych przyczyn jest fakt, że śmierć teraz stała się pod wieloma względami znacznie bardziej przerażająca, zwłaszcza bardziej samotna, zmechanizowana i zdehumanizowana; czasem nawet z medycznego punktu widzenia trudno określić, kiedy stało się samotne i anonimowe, ponieważ chory często zostaje wyrwany ze swego przyjaznego otoczenia i śpiesznie zawieziony do szpitala. Każdy, kto ciężko zachorował i tak bardzo potrzebował wypoczynku i spokoju, doskonale pamięta, ile przeżył okropnych chwil, gdy kładziono go na noszach, gdy słyszał przeraźliwy odgłos syreny karetki i nerwowe zamieszanie, nim się otworzyła brama szpitalna. Tylko ci, którzy tego doświadczyli, znają niewygody i zimno takiego transportu, a jest to dopiero początek ciężkiej próby – trudnej do wytrzymania, kiedy człowiek czuje się dobrze, niewyrażalnej w słowach, kiedy hałas, światła i rozmowy wokoło są ponad siły ciężko chorego. Powinniśmy więcej pamiętać o pacjencie, tym człowieku przykrytym kocami, i zaprzestać na chwilę naszej nerwowej krzątaniny, która zresztą wypływa z najlepszych intencji, po to, by wziąć go za rękę, uśmiechnąć się do niego czy wysłuchać pytania. Uważam jazdę do szpitala za pierwszy etap umierania, gdyż tak jest w wielu wypadkach. Wyolbrzymiam ją przesadnie jako kontrast wobec chorego pozostającego w domu – oczywiście nie zapominając o tym, że jeśli istnieje szansa uratowania życia ludzkiego w szpitalu, należy chorego koniecznie do tego szpitala przewieźć, nie wolno jednak zapominać o przeżyciach pacjenta, jego potrzebach i pacjent jest ciężko chory, często traktuje się go jak kogoś, kto nie ma prawa do własnego zdania. Inna osoba podejmuje decyzję, czy, kiedy i w jakim szpitalu będzie umieszczony. A przecież tak łatwo pamiętać o tym, że chory również ma życzenia, swoją wolę, że czuje i że ma – co najważniejsze – prawo do więc nasz teoretyczny pacjent znalazł się w izbie przyjęć. Od razu otoczą go zaaferowane pielęgniarki, salowe, stażyści i asystenci; jeden laborant może zaraz pobierze mu krew, a inny zrobi elektrokardiogram. Może przewiozą go do rentgena, gdzie wysłucha uwag na temat swego stanu, rozmowy personelu o tym, jakie pytania należy zadać rodzinie. Powoli, lecz nieubłaganie zaczyna być traktowany jako przedmiot. Nie jest już dłużej osobą. Decyzje często podejmowane są bez zapytania go o wyrażenie zgody. Jeśli się buntuje, dostanie środek uspokajający, a po wielu godzinach oczekiwania i dyskusji zostanie przewieziony na salę operacyjną albo intensywnej terapii, gdzie będzie przedmiotem licznych i kosztownych błagać o wypoczynek, spokój i godność, w zamian za to dostanie kroplówki, transfuzje, podłączą go do jakiejś aparatury albo zrobią mu tracheotomię, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chciałby, żeby choć jedna osoba zatrzymała się choć na jedną minutę, tak by mógł jej zadać choć jedno pytanie – ale zamiast tego kręcić się będzie wokół niego kilkanaście osób, bardzo zajętych rytmem jego serca, tętnem albo czynnością płuc, wydzielaniem gruczołów i wydalaniem moczu i kału, lecz nikt nie będzie traktować go jako istoty ludzkiej. Chciałby się stąd wyrwać, lecz byłoby to bezskuteczne, gdyż wszystko się robi po to, by ratować mu życie, a jeśli się to uda, dopiero wtedy spojrzą na niego jak na człowieka. Ci, którzy najpierw zajęliby się nim jako istotą ludzką, mogliby stracić bezcenny czas i nie uratować mu życia! Przynajmniej takie jest rozumowe usprawiedliwienie tego rodzaju poczynań – ale czy tak jest rzeczywiście? Czy naprawdę uzasadnieniem tego coraz bardziej mechanicznego, zdepersonalizowanego podejścia może być nasza własna postawa obronna? Czy w ten sposób powinniśmy podchodzić do pacjenta śmiertelnie albo ciężko chorego i rozwiązywać obawy, jakie w nas budzi? Czy nasze skoncentrowanie się na skomplikowanej aparaturze, na ciśnieniu krwi nie jest rozpaczliwą próbą, żeby zaprzeczyć nadchodzącej śmierci, która tak nas przeraża i przyprawia o taką niepewność, że całą naszą wiedzę przelewamy na maszyny, gdyż mniej się ich obawiamy niż cierpiącej twarzy innej istoty ludzkiej, która raz jeszcze przypomina nam o naszej bezsilności, o naszych ograniczeniach i błędach i co ważniejsze – o naszej własnej śmiertelności?A może należałoby zadać sobie następujące pytanie: Czy stajemy się mniej ludzcy czy bardziej ludzcy? Chociaż książka ta nie ma być w żadnym wypadku osądem, jasne jest, że niezależnie od odpowiedzi pacjent cierpi obecnie więcej – może nie fizycznie, lecz duchowo. A przez wieki jego potrzeby nie zmieniły się, najwyżej nasze możliwości, żeby je do zakupu pełnej wersji książki------------------------------------------------------------------------ Napisz swój własny hymn, w którym jak Martuja będziesz dziękował Panu Bogu za to, że rozpoznałeś w Jezusie Mesjasza. Religia. Klasa V. Z. Ćw. Str. 57. Uwaga! Ta strona zawiera treści przeznaczone tylko dla dorosłych Jeśli nie masz 18 lat, nie powinieneś jej oglądać Łaskotki - najczulsze miejsca. Tylko tam sam możesz się połaskotać Data utworzenia: 4 lipca 2018, 12:26. Jak najłatwiej rozbawić dziecko? Oczywiście za pomocą łaskotek. To jedno z niewielu upodobań, z których się nie wyrasta. Większość z nas uwielbia łaskotać i być łaskotanym. I dobrze, ponieważ niekontrolowany wybuch śmiechu działa na organizm wyjątkowo korzystnie. A czy można samemu się połaskotać? Istnieje jedno tak czułe miejsce... Łaskotki Foto: Fotolia Łaskotki, najczulsze miejsca. Łaskotanie polega na świadomym podrażnianiu silnie unerwionych części ciała w celu wywołania niekontrolowanego napadu śmiechu. W tym czasie wydzielane są endorfiny, czyli hormon szczęścia - właśnie dlatego w wyniku łaskotek poprawia się nasze ogólne samopoczucie. Ta forma zabawy ma również korzystny wpływ na relacje międzyludzkie - pomaga zbudować zaufanie i daje poczucie bliskości. Ze względu na bezpośredni, fizyczny kontakt, nie każdemu jednak na takie gilgotki pozwalamy. Łaskotki, najczulsze miejsca, delikatny i niespodziewany dotyk Aby dotyk wywołał łaskotki, musi być delikatny i zupełnie niespodziewany. Właśnie z tego powodu sami siebie nie możemy pogilgotać pod pachą lub w okolicy żeber. Nawet dotykanie stóp jest nieskuteczne, choć właśnie tę część ciała powszechnie uważa się za najwrażliwszą. Istnieje jednak jedno, nietypowe miejsce, w którym zakończenia nerwowe są podatne na nasz własny dotyk. Chodzi o podniebienie. Niektórym wystarczy samo smyranie językiem, inni łaskoczą ten obszar palcami. Warto spróbować - wybuch śmiechu gwarantowany! Zobacz także Zobacz także: Tego jedzenia nigdy nie spuszczaj w zlewie Masz tylu znajomych? To wiele mówi o twojej inteligencji Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: W swoim życiu poznałem wielu ludzi. Na niektórych czekałem przez całe życie, a niektórzy przyszli sami, bez zaproszenia. Każdy z nich wniósł coś do mego życia. Dzisiaj są dla mnie miłym wspomnieniem albo lekcją. Dlatego z wiekiem zrozumiałem, że spotkanie każdego człowieka na mojej drodze nie było przypadkowe i miało jakieś znaczenie. Zrozumiałem, że ładna … Do „wzięcia na siebie odpowiedzialności za ból naszych braci, zranionych na ciele i na duszy” wezwał nas papież Franciszek. Dzisiaj stajemy razem, ramię w ramię z osobami, które doświadczyły dramatu wykorzystania. „Jeśli w przeszłości sposobem reakcji mogło stać się zaniedbanie, to dzisiaj chcemy, aby solidarność, pojmowana w swym najgłębszym i wymagającym znaczeniu, stała się naszym sposobem tworzenia obecnej i przyszłej historii” (Papież Francisszek, List do Ludu Bożego). Autorami rozważań dwóch stacji tej Drogi Krzyżowej są osoby, które doświadczyły dramatu wykorzystania seksualnego. Pozostałe stacje zostały przygotowane przez różne osoby i środowiska, które wspierają osoby pokrzywdzone. Przed poszczególnymi stacjami będziemy ich wymieniać. >> TUTAJ znajdziesz pozostałe materiały duszpasterskie na dzień modlitwy i pokuty za grzech wykorzystania seksualnego małoletnich Panie Jezu, daj nam głębokie zrozumienie prawdy, że w Twoim Kościele „gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki” (1 Kor 12,26). Towarzysząc Ci w tej Drodze Krzyżowej, chcemy uczyć się jak być wspólnotą ze Zranionymi. Stacja I: Jezus na śmierć skazany Rozważanie przygotowane przez pracownika sądu kościelnego: Jakże trudno stoi się przed przesłuchującym, z sercem wypełnionym po brzegi emocjami, z umysłem, który w chwili próby przestaje być posłuszny! W poszukiwaniu zrozumienia i ukojenia, wielu skrzywdzonych trafiło wpierw do uchodzących za pobożnych i rozumnych Kajfaszów. Ci jednak zamiast dramatu człowieka i Kościoła dostrzegli w dokonanej na dziecku krzywdzie zagrożenie dla swojej elitarnej grupy. Najlepiej było zatem uznać przestępstwo za nieprawdopodobne, zbagatelizować, ocenzurować i z oburzeniem odseparować się od problemu. Kajfasz posyła wzgardzonego Jezusa do Piłata, który słyszał coś o sprawie i prezentuje chłodną ciekawość. Jest nadzieja, że Piłat będzie profesjonalny w swojej funkcji sędziego. Piłat jednakże pozwolił, by się nim posłużono i mając możliwość przywrócenia naruszonej działaniami Sanhedrynu sprawiedliwości, dał zgodę na to, by zwyciężyło bezprawie. Gdy Piłat boi się rozeznać sprawę, ożywia się nieprzychylny tłum, który jeszcze niedawno śpiewał Jezusowi: „hosanna”. Podobnie dziś: szukająca sprawiedliwości osoba skrzywdzona w Kościele z chwilą ujawnienia przestępstwa nierzadko spotyka się z odrzuceniem przez tych, którzy byli jej sąsiadami, przyjaciółmi z grupy kościelnej, a nawet rodziną. Za pychą Kajfasza, za intelektualnym wyrachowaniem Piłata, za podburzonym nienawiścią tłumem stał strach i lęk przed współodpowiedzialnością za prawdę. Jezu, pomóż, abyśmy – będąc sędziami codzienności i sędziami wielkich spraw – nie zdradzili nigdy człowieka i jego prawa do prawdy. Stacja II: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona Rozważanie przygotowane przez mężczyznę skrzywdzonego wykorzystaniem seksualnym w okresie małoletności: Wzięcie krzyża to wzięcie na siebie ciężaru. Czy dobrowolne? Ten ciężar został na mnie nałożony siłą, brutalnie. Nie chciałem go, jednak zmuszony zostałem wziąć go na swój garb. Zaszczepił we mnie pustkę, która nie widzi dna smutku, odyńca samotności zadanego bólem, który ma początek i nie ma końca. Pragnę kochać i naturalnie być kochanym, lecz oprawca, który ten ciężar na mnie nałożył, ukradł mi możliwość odczuwania miłości. Jedyne, co odczuwam, to niekończący się nawrót tego, co robił. A Krzyż jest przecież drogą miłości. Trudem jest już samo zrozumienie sensu tego Krzyża, gdy nie widać nawet z oddali promieni miłości. Jezu, najczulszy Synu Ojca, Ty wziąłeś swój krzyż dobrowolnie za każdego człowieka. A ja tak bardzo się lękam smutku i bólu. Droga Krzyżowa jest długa, każdy krok będzie przeszyty cierpieniem. Czymże jednak jest mały odcisk na naszej stopie, na który narzekamy? Proszę Cię, zejdź ze mną do piekieł, w które zostałem wprowadzony. A gdy już ze mną tam będziesz – proszę, nie odchodź. Stacja III: Pierwszy upadek Pana Jezusa pod krzyżem Rozważanie przygotowane przez diecezjalnego delegata ds. ochrony dzieci i młodzieży: Jezus chwieje się pod ciężarem, który nałożyli na Jego barki ludzie zaślepieni przez zło. Opuszczony przez przyjaciół, pogrążony w samotności i cierpieniu, doświadcza coraz większego poniżenia. Na Drodze Krzyżowej nie dociera do Jezusa żadne ludzkie słowo otuchy, wsparcia. Jest co prawda wrażliwa obecność Maryi, są drobne gesty Weroniki i łzy nieznanych kobiet, ale nikt za Nim się nie wstawia, nikt nie krzyczy w Jego obronie. Jezus jest zbyt słaby, nic nie znaczący. Na Jego sprawie nie da się zbić żadnego kapitału: ani politycznego, ani finansowego, ani medialnego. Stanowi jedynie problem, który narusza święty spokój. Tym, co pomaga Jezusowi wstać, gdy ból otwartych ran wciska Go w ziemię; tym, co pomaga Mu iść do przodu, jest obietnica Boga: «Ty jesteś moim Synem, Umiłowanym». Ludzkie gesty są ważne, nawet te nieco wymuszone, jak to ma miejsce w przypadku Szymona z Cyreny. Ale tym, co może człowieka rzeczywiście podnieść, co przywraca mu godność i wiarę w siebie, jest miłość Boga. Tylko ona jest czysta, bezinteresowna i do końca prawdziwa. Módlmy się, aby osoby skrzywdzone przez duchownych i osoby konsekrowane, ale też wszyscy, których kiedykolwiek odarto z ludzkiej godności, usłyszeli w głębi swoich zranionych serc pełen słodyczy głos Boga: «Jesteś moja – jesteś mój! Nikt i nic nie może cię odłączyć od Mojej miłości» (por. Pnp 2,16; Rz 8,39). Módlmy się też za nas, byśmy mieli odwagę podnosić tych, których przytłacza krzyż bolesnych doświadczeń. Stacja IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę Rozważanie przygotowane przez psychologów z Jezuickiego Ośrodka Pomocy Psychologicznej i Duchowej „Źródło” w Gliwicach: Obecność – najwyższy wyraz miłości. Jezu, dźwigając krzyż niosłeś nas z naszymi bólami. W naszym imieniu zniosłeś upokorzenie, odrzucenie i zdradę. Skrzywdzili Cię ci, którzy pierwsi powinni Cię bronić. Wobec przemocy i niesprawiedliwości stałeś się bezbronny jak najmniejsi spośród naszych braci i sióstr. Kim jesteś, Matko, w tej – Twego Syna i naszej – drodze? Widzisz, co z nim zrobili ludzie, przeczuwasz, jak nieznośny dźwiga ciężar, nie odwracasz wzroku na widok okaleczonego Boga-Człowieka, przyjmujesz jęk boleści, współcierpisz z Nim. Maryjo, wypraszaj nam serca wrażliwe na krzyk naszych skrzywdzonych braci i sióstr. Naucz nas cierpliwie towarzyszyć im w drodze do odzyskania wewnętrznego spokoju i poczucia osobistej godności. Niech nie zabraknie nam odwagi, by stanąć po ich stronie w zmaganiu o sprawiedliwość i przebaczenie sprawcom. Obyśmy potrafili jak Ty, Matko, hojnie ofiarować im naszą czułą obecność, uważność, współczucie. Stacja V: Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi Rozważanie przygotowane przez duszpasterza: Jezus jest wyczerpany, Jego siły słabną. Żołnierze wywołują presję, by szedł szybciej i dał radę sam. Może krzyczeli: „Prędzej, weź się w garść, bo wszystko utrudniasz! Inni wiedzą, w jakim iść tempie”. Tak, pozostali skazani maszerują szybciej, bo mają mniej ran… Nagle wyjątkowe spotkanie: Szymon z Cyreny, początkowo przymuszony, tworzy wspólnotę krzyża z Jezusem. Podobno chwilowa niechęć Cyrenejczyka przerodziła się w pełne zaangażowania współczucie – empatię, która pozwoliła przyjąć perspektywę zranionego. Złamani nieraz ze wszystkich sił próbują iść sami. Słyszą setki razy: „Daj spokój, zostaw już to! Stań w końcu na nogi”. Może ciągle jeszcze nie rozumiesz, czym jest empatia, której uczy Ewangelia. Może trudno Ci być Szymonem i wejść w skórę skrzywdzonych. Zobacz w nich znieważone oblicze Jezusa, zobacz potrzebę nie tyle pouczeń, ile wspierającego ramienia. Jezu, wraz z Szymonem dźwigający krzyż, daj nam uważne serce, które dostrzega realizm krzywdy, współodczuwa. Widzi Twoje rysy na twarzach skrzywdzonych. Stacja VI: Weronika ociera twarz Jezusowi Rozważanie przygotowane przez przedstawicieli Inicjatywy „Zranieni w Kościele”: Nie krzyczy. Nie zastanawia się. Biegnie. Przeciska się przez tłum. Nie ma dla niej straży ani zakazów. Bo tam, gdzie cierpi człowiek – zakazy i granice nie powinny się liczyć. Kiedy Weronika staje przed Jezusem, Ten jest już bardzo zmęczony. Zwraca ku niej swoją zmienioną cierpieniem twarz. Weronika wie, że ma mało czasu, strażnicy zaraz będą chcieli ją przegonić. Ściąga białą chustę z głowy i delikatne ociera twarz Jezusa – z krwi i potu, i śliny szyderców. Nie zważa na to, że krew i plwociny brudzą jej ręce i ubranie. Cała skupiona jest na tym, żeby to, co robi, jak najmniej bolało. W jej gestach jest uważność i czułość. Chciałaby jeszcze raz dotknąć twarzy Nauczyciela, ale on już przymuszony jest iść dalej. Zostaje sama z chustą, na której – zamiast plam z potu, krwi i śliny – widnieje twarz Zbawiciela. Panie, pomóż każdemu z nas być wobec osoby skrzywdzonej zbrodnią wykorzystania seksualnego w Kościele, wobec każdego w ten sposób zranionego człowieka – jak Weronika wobec Jezusa. Dodaj nam uważności i odwagi, byśmy zawsze reagowali, kiedy komuś dzieje się ta straszna krzywda. I naucz nas, Panie, z delikatnością i wdzięcznością słuchać tych, którzy żyją z traumą wykorzystania seksualnego – pogłębianą jeszcze bardziej niedowierzaniem w to, czego doświadczyli oraz bagatelizowaniem ich ran. Stacja VII: Drugi upadek pod krzyżem Rozważanie przygotowane przez prawnika: W tradycyjnie rozpisanej marszrucie Drogi Krzyżowej dojdziemy do momentu, gdy Pan Jezus upadnie po raz drugi i po raz trzeci, choć pewnie potknięć pod ciężarem krzyża było więcej. W obrazie trzykrotnego podnoszenia się z upadku przez Zbawiciela Kościół mówi nam o Jego niezmordowaniu w ratowaniu każdego z nas z otchłani grzechu – każdej otchłani i każdego grzechu. Chrystus uparcie podnosi się i za każdym razem podnosi każdego nas. W ten sposób przypomina grzesznikowi o jego godności. Nie zostawia go samego nawet w największej hańbie, jaką może przynieść grzech. Oferuje triumf miłosierdzia. Trzeba jednak uświadomić sobie, że w tym epizodzie Drogi Krzyżowej upada Niewinny, a nie grzesznik. Upada ten, który dopiero sam z własnej woli obarczył się naszym cierpieniem, który dźwigał nasze boleści. Chrystus bierze ból skrzywdzonego człowieka na siebie i to przecież z jego powodu – a nie grzechu jako takiego – jako poraniony złem upada. Podnosząc się, przywraca grzesznikowi godność. Jednak wpierw, upadając, towarzyszy tym, których godność została podeptana, utożsamiając się z nimi i niosąc im otuchę. Logika upadku jest jasna – wpierw troska o skrzywdzonych, potem ratunek dla grzesznika. Wybacz, Panie, Kościołowi przypadki, w których tę prawidłowość odrzucono. Stacja VIII: Jezus spotyka płaczące niewiasty Rozważanie przygotowane przez grupę świeckich: Kobiety jerozolimskie zapłakały nad cierpieniem Jezusa. Wzruszył je dobry Żyd, który mówił o sobie, że jest Bogiem, ale siadał do stołu z celnikami i grzesznikami. Nazywał się Królem, ale zawsze był z siostrami i braćmi swoimi najmniejszymi. A teraz – Niewinny – stał się Ofiarą i wiodą go na śmierć. Ten obraz przypomina nam, że Ewangelia na pierwszym miejscu stawia skrzywdzonych. Dobra Nowina jest przede wszystkim opowieścią o słabych, poniżanych, obolałych, doświadczających zła. Jezus zawsze staje po ich stronie. Cały sens Jego nauki i Jego życia sprowadza się do „bycia ku bliźniemu”. „A kto jest moim bliźnim?” – pytał uczony w prawie i to pytanie ciągle powraca w naszych ustach jako próba usprawiedliwienia obojętności. Naszymi bliźnimi są Ci, którym przetrąciliśmy życia, których sponiewieraliśmy, których tak bardzo zraniliśmy. Dzisiaj Jezus spotyka płaczące ofiary. I – jak zawsze – trzyma je za rękę. Nie wylewajmy więc łez nad tymi, którzy krzywdzili słabych, silni mocą swojego stroju, pozycji społecznej czy wielowiekowej tradycji. Nie zasłaniajmy się ciągle skostniałym systemem, nie mówmy o wrogich atakach, nie pomstujmy na straszne czasy. Nie bądźmy jak suche drzewa – zapłaczmy raczej nad bezbronnymi, których skrzywdziliśmy. Panie, Twoje spotkanie z płaczącymi kobietami dowodzi, że sama litość nie wystarczy. Powinna być pierwszym krokiem na drodze do prawdy i zadośćuczynienia. Nikt bowiem nie przychodzi do Ciebie inaczej, jak poprzez miłosierdzie wobec tych, którzy się źle mają. Stacja IX: Trzeci upadek pod ciężarem krzyża Rozważanie przygotowane przez Fundację Świętego Józefa i Biuro Delegata KEP: Trzeci upadek przygniata do samej ziemi. Belka dźwiganego krzyża wrzyna się w ramię głęboko, aż do kości. Ta rana sprawiła Ci, Panie Jezu, ból i cierpienie większe niż wszystkie inne. Osoby, które doświadczyły dramatu wykorzystania w środowisku kościelnym są niekiedy po ujawnieniu swej krzywdy odrzucone przez wspólnotę, uznane za wrogów Kościoła, nie otrzymują od przełożonych kościelnych należnego zrozumienia i wsparcia. W ich sercach pobrzmiewa: „Moja matka, Kościół, pozostawiła mnie samego w czasie bólu”[2]. Ta duchowa rana powoduje ogromne cierpienie, wywołuje smutek i łzy. Czasem ból staje się nie do zniesienia i odchodzą z Kościoła. Chrystus odsłania przed nami ukrytą Ranę, która powstała na Jego ramieniu pod ciężarem krzyża, i wzywa: «Bądźcie naśladowcami Moimi – jeden drugiego brzemiona noście, i tak wypełnicie przykazanie Mojej Miłości» (por. 1 Kor 11,1; Gal 6,2). Panie Jezu, naucz nas być blisko osób zranionych, wspierać ich w niesieniu tego krzyża, który na ich barki włożył sprawca. Strzeż nas, byśmy jako wspólnota nie dodawali im cierpienia i nie oddalali od Ciebie. Tylko Ty możesz Krwią swoich Ran, mocą sakramentów sprawowanych w Kościele, uleczyć rany ich duszy. Stacja X: Jezus z szat obnażony Rozważanie przygotowane przez kuratora duchownych: Oprawcy wykorzystali szaty Jezusa, by odrzeć Go z godności. Purpurowy płaszcz sprawił, że drwiny z „Króla żydowskiego” robiły jeszcze większe wrażenie. Być może w chwili zdejmowania tuniki i płaszcza Jezus przeżył fizyczny ból – materiał pewnie przylgnął do ran po biczowaniu, ale odarcie z szat bolało jeszcze w inny sposób. Jezus poczuł się całkowicie bezbronny, pozbawiony nawet tego ostatniego zabezpieczenia. Nie wiadomo, czy zauważył żołnierzy dzielących między siebie Jego szaty i losujących, kto weźmie tunikę. Jeżeli to dostrzegł, zrozumiał, że w ich oczach On sam nic nie znaczy, że w tej chwili większą wartość niż On ma dla nich Jego ubranie. Pismo Święte, ukazując Bożą miłość, często używa obrazu Boga zakrywającego nagość człowieka i ogarniającego go płaszczem. Wyobraźmy sobie kogoś, kto rusza komuś na ratunek i znajduje go zziębniętego, pozbawionego ubrania. Pierwszą rzeczą, którą zrobi, jest zdjęcie własnego płaszcza czy kurtki i okrycie nim bliźniego. Obraz, którego używa św. Paweł przemawia jeszcze bardziej. Apostoł mówi, byśmy „ubrali się w Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 13,14). Chodzi o bardzo bliską więź z Jezusem, sprawiającą, że staje się On źródłem naszych uczuć i pragnień. Módlmy się za cierpiących na skutek zranień ze strony tych, przy których mieli prawo czuć się bezpiecznie, by doświadczyli bliskiej obecności Boga i poczuli się okryci płaszczem Jego miłości. Stacja XI: Jezus do krzyża przybity Rozważanie przygotowane przez biskupa: „Tam Go ukrzyżowali, a z Nim dwóch innych z jednej i z drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa” (J 19,18). Zadziwiające jak skąpy jest w Ewangeliach opis ukrzyżowania Jezusa. Gdy św. Jan opowiada na przykład o Ostatniej Wieczerzy robi to szczegółowo, z detalami. Powoli, klatka po klatce, jak film na zwolnionych obrotach, przesuwa przed nami kolejne sekwencje z Wieczernika. A tu właściwie jedno zdanie. Takie ważne wydarzenie. Przełomowe. I jedno krótkie zdanie. Czemu? Może dlatego, że cierpienie jest bardzo trudno opisać. Trudno się o nim mówi komuś drugiemu, zwłaszcza obcemu. Trudno się o nim mówi publicznie. Szczególnie o cierpieniu, które dotknęło sfer najintymniejszych, najbardziej osobistych. Trudno się mówi o tym, jak się samemu zostało wykorzystanym seksualnie w dzieciństwie albo wczesnej młodości. I to przez księdza! Zaufanego! Jak się zostało zniszczonym. Potraktowanym jak bezwartościowa rzecz. Jak nic… Każde wspomnienie, a tym bardziej każde wypowiedziane słowo boli, parzy jak ogień. Jest jak wiertło wbijające się w miękki metal albo jak gwóźdź wchodzący w żywe ciało. Rozszarpuje. Niby minęło, ale nie minęło. Cierpienie nie minęło! Jest! Ukrzyżowany Panie Jezu, daj nam delikatną, wrażliwą i czułą miłość, która będzie umiała zbudować wspólnotę ze zranionymi na ich warunkach. Daj tę łaskę szczególnie nam: biskupom i kościelnym przełożonym. Byśmy umieli cierpliwie wysłuchać każdego skrzywdzonego i nie zmarnowali żadnego usłyszanego słowa. Stacja XII: Jezus umiera na krzyżu Rozważanie przygotowane przez kobietę skrzywdzoną wykorzystaniem seksualnym w okresie małoletności: Jezus modli się Psalmem: „Boże, mój Boże, czemuś mnie opuścił?” Przyjmuje na siebie całe cierpienie ludu Izraela, całej cierpiącej ludzkości i sprawia, że Bóg staje się obecny w każdym miejscu, gdzie wydaje się całkowicie wyrugowany i nieobecny. Papież Franciszek w jednej ze swoich homilii mówił: „Dziś serce Kościoła patrzy w oczy Jezusa w tych chłopcach i dziewczynkach i chce płakać. Prosi o łaskę płaczu w obliczu tych nikczemnych nadużyć seksualnych w stosunku do nieletnich. Czynów, które pozostawiły wam blizny na całe życie. Prośmy o tę łaskę razem z łaską zadośćuczynienia.” Stając pod krzyżem Pana Jezusa nie możemy być Kościołem, który nie płacze w obliczu tych dramatów swoich dzieci. Nigdy do tych dramatów nie możemy się przyzwyczaić. Chcemy płakać, aby społeczeństwo stawało się coraz bardziej matczyne. Pewne realia życia można zobaczyć jedynie oczami obmytymi przez łzy. Panie Jezu, daj nam zdolność wylewania łez z powodu cierpienia innych osób. Spraw, aby w pobliżu człowieka cierpiącego zawsze znalazła się wspólnota chrześcijańska sprawiająca, by słowa: „Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni”, wybrzmiały poprzez czułe gesty, życzliwe słowa i pomocne uczynki. Stacja XIII: Jezus z krzyża zdjęty Rozważanie przygotowane przez Centrum Ochrony Dziecka: Scena zdjęcia ciała Pańskiego z krzyża przeszła do kanonu sztuki i pod nazwą „pietà” – niezmiennie woła o „zmiłowanie”. Matka obejmuje martwe ciało swojego Syna. W tej scenie Matka jest najprawdziwszą ikoną Kościoła, przypomina Ludowi Bożemu każdego czasu, że jego najgłębszą istotą jest współczucie i czułość dla wszystkich „maluczkich”, z którymi Syn się utożsamił. Co czułaś Matko, gdy na Twoje ręce złożono ciało martwego Syna? Gdy mordowano Twojego Syna jak złoczyńcę, On zostawił Ci tych wszystkich, z którymi się utożsamił. Włączył Cię w dzieło Jego miłości do cierpiących, ubogich, odartych z godności, krzywdzonych, aby Kościół nie tylko miał w Tobie matkę, ale aby sam był matką dla wszystkich braci i sióstr Jezusa, zwłaszcza tych najsłabszych i najmniejszych. Ty, Matko, trzymająca martwe ciało Jezusa zdjęte z krzyża, znasz wiele dzieci i nastolatków, którzy doznali krzywdy w delikatnej sferze seksualności od osób, którym ufali we wspólnocie Kościoła, w której przestali czuć się bezpiecznie. Ty wiesz, ilu skrzywdzonych nie znalazło zrozumienia nawet w domu i przez lata żyli lub wciąż żyją w kompletnym osamotnieniu ze skutkami, z którymi często sobie nie radzą. Odchodzą z Kościoła, który dla nich stał się miejscem krzywdzenia. Ty znasz męczące ich poczucie winy i wstydu, których my nie rozumiemy. Maryjo, Matko Jezusa! Zdjęto z krzyża twego Syna, którego nie byłaś zdolna ochronić przed brutalnością innych ludzi. Znasz ból matek i ojców, którzy odkrywają, że nie potrafili zapobiec krzywdzeniu swoich dzieci. Ucz jak podejść do osoby skrzywdzonej i jej historii, jak ją przyjąć bez utraty wiary. Tak jak Ty nie zwątpiłaś, gdy oddano Ci zdjętego z krzyża Syna. Stacja XIV: Jezus do grobu złożony Rozważanie przygotowane przez przedstawicieli Regionalnego Punktu Konsultacyjnego dla Osób Zranionych w Kościele z siedzibą w Poznaniu: „A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5,9). Wydanego w ręce ludzi Jezusa dotykają teraz inne dłonie. Już nie te, które brutalnie i bez skrupułów odzierały z godności, zadawały ból, pustoszyły i wykradały. Te inne dłonie najpierw z odwagą otwierają różnorakie drzwi prowadzące do Piłata, by odzyskać ciało udręczonego Pana; by odzyskać ten największy skarb, który trzeba zdjąć z krzyża i uczcić. Te inne dłonie teraz obmywają, oczyszczają, balsamują, okrywają, nie lekceważą żadnej rany, nie spieszą się, są cierpliwe i uważne. Nowy grób, w którym nikt jeszcze nie był pochowany, czeka na Pana historii, na Pana wszystkich historii ludzkich. Grób, poprzez który sam Bóg zechciał być we wspólnocie z nami – poranionymi i doświadczającymi niemocy – jest otwarty. Józefie z Arymatei i Nikodemie, razem dotykaliście Jego ran. Rozumieliście jeszcze więcej niż ci, którzy byli z Nim na co dzień… Nie spaliście snem śmierci. W Jego śmierci zaczęło się wasze nowe życie. Nadszedł czas nazywany „odtąd” – odtąd zaczyna się powstawanie do życia! Napisz krótki życiorys siostry Faustyny. Taki na mniej niż jedną stronę w zeszycie. potrzebuję dzisiaj!! Natychmiastowa odpowiedź na Twoje pytanie.Zbawienie możemy otrzymać, jeżeli spełniamy wolę Boga i zachowujemy Jego przykazania. Ażebyśmy to mogli uczynić, Bóg udziela nam ze swej strony pomocy, czyli obdarza nas swą łaską. Według Katechizmu Kościoła Katolickiego1996 Nasze usprawiedliwienie pochodzi z łaski Bożej. Łaska jest przychylnością, darmową pomocą Boga, byśmy odpowiedzieli na Jego wezwanie: stali się dziećmi Bożymi (Por. J 1,12-18), przybranymi synami (Por. Rz 8,14-17), uczestnikami natury Bożej (Por. 2 P 1,3-4) i życia wiecznego (Por. J 17,3).1997 Łaska jest uczestniczeniem w życiu Boga; wprowadza nas w wewnętrzne życie Trójcy Świętej. Przez chrzest chrześcijanin uczestniczy w łasce Chrystusa, Głowy swego Ciała. Jako "przybrany syn" chrześcijanin może odtąd nazywać Boga "Ojcem", w zjednoczeniu z Jedynym Synem. Otrzymuje on życie Ducha który tchnie w niego miłość i buduje Powołanie do życia wiecznego ma charakter nadprzyrodzony. Zależy ono całkowicie od darmowej inicjatywy Boga, gdyż tylko On sam może się objawić i udzielić siebie. Przerasta ono zdolności rozumu i siły ludzkiej woli oraz każdego stworzenia (Por. I Kor 2,7-9).1999 Łaska Chrystusa jest darem darmo danym, przez który Bóg obdarza nas swoim życiem wlanym przez Ducha Świętego do naszej duszy, by ją uleczyć z grzechu i uświęcić. Jest to łaska uświęcająca lub przebóstwiająca, otrzymana na chrzcie. Jest ona w nas źródłem dzieła uświęcenia (Por. J 4,14; 7,38-39):Jeżeli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe. Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa (2 Kor 5, 17-18).2000 Łaska uświęcająca jest darem habitualnym, stałą i nadprzyrodzoną dyspozycją udoskonalającą samą duszę, by uzdolnić ją do życia z Bogiem i do działania mocą Jego miłości. Rozróżnia się łaskę habitualną, czyli trwałe uzdolnienie do życia i działania zgodnego z Bożym wezwaniem, oraz łaski aktualne, które oznaczają interwencję Bożą bądź na początku nawrócenia, bądź podczas dzieła Już przygotowanie człowieka na przyjęcie łaski jest dziełem łaski. Jest ona konieczna, by pobudzać i podtrzymywać naszą współpracę w usprawiedliwianiu przez wiarę i w uświęcaniu przez miłość. Bóg dopełnia w nas to, co zapoczątkował, "bo zapoczątkowuje – sprawiając swoim działaniem, abyśmy chcieli, a dopełnia – współdziałając z naszą, już nawróconą, wolą" (Św. Augustyn, De gratia et libero arbitrio, 17: PL 44, 901):Z pewnością my także działamy, ale współdziałamy z Bogiem, który działa. Wyprzedziło nas bowiem Jego miłosierdzie, abyśmy zostali uzdrowieni, i wciąż podąża za nami, abyśmy raz doznawszy uzdrowienia, stale byli ożywiani; wyprzedza nas, abyśmy byli wzywani, podąża za nami, abyśmy zostali okryci chwałą; wyprzedza nas, abyśmy żyli wedle pobożności, podąża za nami, abyśmy wiecznie żyli z Bogiem, gdyż bez Niego nic nie możemy uczynić (Św. Augustyn, De natura et gratia, 31: PL 44, 264).2002 Wolna inicjatywa Boga domaga się wolnej odpowiedzi człowieka, gdyż Bóg stworzył człowieka na swój obraz, udzielając mu wraz z wolnością zdolności poznania Go i miłowania. Dusza tylko w sposób wolny może wejść w komunię miłości. Bóg dotyka bezpośrednio serca człowieka i wprost je porusza. Złożył On w człowieku pragnienie prawdy i dobra, które jedynie On może zaspokoić. Obietnice "życia wiecznego" odpowiadają, ponad wszelką nadzieją, temu pragnieniu:Gdy dokonałeś wszystkich dzieł i ujrzałeś, że są one bardzo dobre – siódmego dnia odpocząłeś. Odczytujemy to w Twojej Księdze jako zapowiedź, że i my po naszych dziełach, które są bardzo dobre, gdyż Ty dałeś nam łaskę do ich wypełnienia, w szabacie życia wiecznego odpoczniemy w Tobie (Św. Augustyn, Confessiones, XIII, 36, 51).2003 Łaska jest najpierw i przede wszystkim darem Ducha, który usprawiedliwia nas i uświęca. Jednak łaska obejmuje także dary, których Duch nam udziela, by włączyć nas w swoje dzieło, uzdolnić do współpracy w zbawianiu innych i we wzroście Ciała Chrystusa, czyli Kościoła. Tymi darami są łaski sakramentalne, czyli dary właściwe różnym sakramentom. Są to ponadto łaski szczególne, nazywane również charyzmatami, zgodnie z greckim pojęciem użytym przez św. Pawła, które oznacza przychylność, darmowy dar, dobrodziejstwo (Por. Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 12). Niezależnie od ich charakteru, niekiedy nadzwyczajnego jak dar czynienia cudów czy dar języków, charyzmaty są ukierunkowane na łaskę uświęcającą i mają na celu dobro wspólne Kościoła. Pozostają one w służbie miłości, która buduje Kościół (Por. 1 Kor 12).2004 Wśród łask szczególnych należy wymienić łaski stanu, które towarzyszą wykonywaniu odpowiedzialnych zadań życia chrześcijańskiego i posług wewnątrz Kościoła:Mamy zaś według udzielonej nam łaski różne dary: bądź dar proroctwa – [do stosowania] zgodnie z wiarą; bądź to urząd diakona – dla wykonywania czynności diakońskich; bądź urząd nauczyciela – dla wypełniania czynności nauczycielskich; bądź dar upominania – dla karcenia. Kto zajmuje się rozdawaniem, [niech to czyni] ze szczodrobliwością; kto jest przełożonym, [niech działa] z gorliwością; kto pełni uczynki miłosierdzia, [niech to czyni] ochoczo (Rz 12, 6-8).2005 Łaska, należąc do porządku nadprzyrodzonego, wymyka się naszemu doświadczeniu i może być poznana jedynie przez wiarę. Tak więc nie możemy opierać się na naszych odczuciach czy naszych uczynkach, by na ich podstawie wnioskować, że jesteśmy usprawiedliwieni i zbawieni (Por. Sobór Trydencki: DS 1533-1534). Jednak, zgodnie ze słowami Chrystusa: "Poznacie ich po ich owocach" (Mt 7,20), rozważanie dobrodziejstw Boga w naszym życiu i w życiu świętych daje nam pewność, że łaska działa w nas i pobudza nas do coraz większej wiary oraz do postawy ufnego z najpiękniejszych przykładów tej postawy znajdujemy w odpowiedzi, jakiej udzieliła św. Joanna d'Arc na podchwytliwe pytanie sędziów kościelnych: "Zapytana, czy sądzi, że jest w stanie łaski Bożej, odpowiada: „Jeśli nie jestem, oby Bóg zechciał mnie do niego wprowadzić; jeśli jestem, oby Bóg zechciał mnie w nim zachować” (Joanna d'Arc, Actes du procès).ZasługaW zgromadzeniu świętych jaśnieje Twoja chwała, bo dzięki Twojej łasce zdobyli zasługi, które nagradzasz60Mszał Rzymski, Prefacja o świętych, cytuje "Doktora łaski"; (por. św. Augustyn, Enarratio in Psalmos, 102, 7).2006 Pojęcie "zasługa" oznacza na ogół należną zapłatę ze strony wspólnoty lub społeczności za działanie jednego z jej członków, uznane za dobre lub szkodliwe, zasługujące na nagrodę lub karę. Zasługa wynika z cnoty sprawiedliwości, zgodnie z zasadą równości, która nią W znaczeniu ściśle prawnym nie istnieje ze strony człowieka zasługa względem Boga. Nierówność między Nim a nami jest niezmierna, ponieważ wszystko otrzymaliśmy od Niego jako naszego Zasługa człowieka u Boga w życiu chrześcijańskim wynika z tego, że Bóg w sposób dobrowolny postanowił włączyć człowieka w dzieło swojej łaski. Ojcowskie działanie Boga jest pierwsze dzięki Jego poruszeniu; wolne działanie człowieka jest wtórne jako jego współpraca, tak że zasługi dobrych uczynków powinny być przypisane najpierw łasce Bożej, a dopiero potem wiernemu. Zasługa człowieka powraca zatem do Boga, odkąd jego dobre uczynki mają swoje źródło w Chrystusie z natchnień i pomocy Ducha Przybrane synostwo, czyniąc nas przez łaskę uczestnikami natury Bożej, może nam udzielić – w konsekwencji darmowej sprawiedliwości Bożej –prawdziwej zasługi. Jest to prawo łaski, absolutne prawo miłości, które czyni nas "współdziedzicami" Chrystusa i godnymi otrzymania "obiecanego dziedzictwa życia wiecznego" (Sobór Trydencki: DS 1546). Zasługi naszych dobrych uczynków są darami dobroci Bożej (Por. Sobór Trydencki: DS 1548). "Najpierw została dana łaska; teraz zwracamy to, co się należy... Twoje zasługi są właśnie darami Bożymi" (Św. Augustyn, Sermones, 298, 4-5: PL 38, 1367).Dalszy ciąg na następnej stronie
11:04 15.2 MB 192 Kbps 🔴English Speaking Practice 1: youtu.be/BquGz31B_F0 🔴English Speaking Practice 2: youtu.be/rWa6pnKq5J0 🔴English Speaking Practice 3: youtu.be/ZNBqV3kkKog 🔴English Speaking Practice 4: youtu.be/DcZQAZ76bpA 🔴English Speaking Practice 5: youtu.be/esauc_wz0B4 🔴English Speaking Practice 6: youtu.be/51d8p0dm1FY 🔴English Speaking Practice 7: youtu.be/e
Szwed Sylwia "Mundra" to zapis dziesięciu rozmów z położnymi. Najstarsza ma ponad dziewięćdziesiąt lat i pierwsze porody przyjmowała podczas II wojny światowej, najmłodsza – dwadzieścia sześć i pracowała w szpitalu w Tanzanii. Należą do różnych środowisk, mają odmienne doświadczenia i światopogląd. Opowiadają o cudzie narodzin, o ogromnej sile, którą natura obdarzyła każdą matkę, ale także o ciemnej stronie swojego zawodu – poronieniach, aborcjach, powikłaniach okołoporodowych, przemocy wobec rodzących. Poruszają wiele aktualnych i kontrowersyjnych tematów – problem medykalizacji porodu, odejścia od natury, cesarskiego cięcia na życzenie czy zapłodnienia in vitro. To książka o mundrości natury i kulturowej sile kobiety. "Kiedy w 1983 roku rodziłam swoją pierwszą córkę, do kobiety, która była przypięta pasami do łoża boleści na sali porodowej po mojej prawej stronie, położne krzyczały: „Ty krowo!” (bo krowa ryczy). Do kobiety po lewej: „Ty świnio!” (bo się spasła). Ja ze strachu byłam cicho, co okazało się złą taktyką, bo nikt się mną nie zajął. Tak wtedy wyglądały polskie szpitale. Pełne odcięcie od rodziny, dziecko na osobnej sali. Ale już wtedy po korytarzu krzątała się niesamowita osoba, która usiłowała pomóc w rozpoczęciu karmienia piersią. Oficjalnie – ledwie ją tolerowano, ale to była jaskółka zmian. Wspominam ją z wdzięcznością do tej pory. W latach dziewięćdziesiątych nastąpiła rewolucja w podejściu do rodzących. Nowe metody, porody rodzinne i domowe, możliwość poruszania się i wyboru pozycji, dziecko razem z matką, nastawienie na pomoc (a nie przemoc). Przez pewien czas wydawało się, że ta zmiana jest jednym z niewątpliwych i wymiernych efektów demokracji. Można było zobaczyć w porodzie kluczowy moment egzystencji. Rola położnej się zmieniła: to już nie jest wykonawczyni odgórnych instrukcji, ale doświadczona przewodniczka, która wie, że potrzebna jest współpraca z rodzącą. Ba! W grę wchodzą nawet uczucia, bo pozwalają pozbyć się lęku, który blokuje otwarcie. Jesteśmy w tej chwili w dziwnym momencie. Z jednej strony – poszukiwania poziomu reakcji instynktownych i nurt ekologiczny. Z drugiej – coraz większa medykalizacja porodu, rosnąca liczba cesarskich cięć. To, co mają do powiedzenia położne, z którymi rozmawia Sylwia Szwed, pozwala wśród sprzeczności odnaleźć pewien ład. Nie bez przyczyny w różnych kulturach tradycyjnych przypisywano akuszerkom mądrość, a nawet dostęp do ciemnych sił. One stoją u początku życia, widzą splot bólu i nadziei." Anna Nasiłowska "Najstarszy zawód świata. Przez całe lata nisko ceniony, zdegradowany, zdewaluowany. Dziś pomału wraca na należne mu miejsce. Położna. Pierwszy człowiek, z którym styka się nowo narodzone dziecko. To na położne Sylwia Szwed kieruje reflektor, rozmawiając z trzema pokoleniami kobiet, które postanowiły przyjmować dzieci przychodzące na świat. Dzięki tym rozmowom dowiadujemy się, że ten zawód wymaga nie tylko wrażliwości, ale również odwagi, niezależności i siły. Dobrze, że ta książka pomaga nam to docenić." Justyna Dąbrowska Opinie: Wystaw opinię Ten produkt nie ma jeszcze opinii Koszty dostawy: Odbiór osobisty zł brutto Kurier DPD zł brutto Paczkomaty InPost zł brutto Orlen Paczka zł brutto Kurier InPost zł brutto Kod producenta: 9788381915298 "Mundra" to zapis dziesięciu rozmów z położnymi. Najstarsza ma ponad dziewięćdziesiąt lat i pierwsze porody przyjmowała podczas II wojny światowej, najmłodsza – dwadzieścia sześć i pracowała w szpitalu w Tanzanii. Należą do różnych środowisk, mają odmienne doświadczenia i światopogląd. Opowiadają o cudzie narodzin, o ogromnej sile, którą natura obdarzyła każdą matkę, ale także o ciemnej stronie swojego zawodu – poronieniach, aborcjach, powikłaniach okołoporodowych, przemocy wobec rodzących. Poruszają wiele aktualnych i kontrowersyjnych tematów – problem medykalizacji porodu, odejścia od natury, cesarskiego cięcia na życzenie czy zapłodnienia in vitro. To książka o mundrości natury i kulturowej sile kobiety. "Kiedy w 1983 roku rodziłam swoją pierwszą córkę, do kobiety, która była przypięta pasami do łoża boleści na sali porodowej po mojej prawej stronie, położne krzyczały: „Ty krowo!” (bo krowa ryczy). Do kobiety po lewej: „Ty świnio!” (bo się spasła). Ja ze strachu byłam cicho, co okazało się złą taktyką, bo nikt się mną nie zajął. Tak wtedy wyglądały polskie szpitale. Pełne odcięcie od rodziny, dziecko na osobnej sali. Ale już wtedy po korytarzu krzątała się niesamowita osoba, która usiłowała pomóc w rozpoczęciu karmienia piersią. Oficjalnie – ledwie ją tolerowano, ale to była jaskółka zmian. Wspominam ją z wdzięcznością do tej pory. W latach dziewięćdziesiątych nastąpiła rewolucja w podejściu do rodzących. Nowe metody, porody rodzinne i domowe, możliwość poruszania się i wyboru pozycji, dziecko razem z matką, nastawienie na pomoc (a nie przemoc). Przez pewien czas wydawało się, że ta zmiana jest jednym z niewątpliwych i wymiernych efektów demokracji. Można było zobaczyć w porodzie kluczowy moment egzystencji. Rola położnej się zmieniła: to już nie jest wykonawczyni odgórnych instrukcji, ale doświadczona przewodniczka, która wie, że potrzebna jest współpraca z rodzącą. Ba! W grę wchodzą nawet uczucia, bo pozwalają pozbyć się lęku, który blokuje otwarcie. Jesteśmy w tej chwili w dziwnym momencie. Z jednej strony – poszukiwania poziomu reakcji instynktownych i nurt ekologiczny. Z drugiej – coraz większa medykalizacja porodu, rosnąca liczba cesarskich cięć. To, co mają do powiedzenia położne, z którymi rozmawia Sylwia Szwed, pozwala wśród sprzeczności odnaleźć pewien ład. Nie bez przyczyny w różnych kulturach tradycyjnych przypisywano akuszerkom mądrość, a nawet dostęp do ciemnych sił. One stoją u początku życia, widzą splot bólu i nadziei." Anna Nasiłowska "Najstarszy zawód świata. Przez całe lata nisko ceniony, zdegradowany, zdewaluowany. Dziś pomału wraca na należne mu miejsce. Położna. Pierwszy człowiek, z którym styka się nowo narodzone dziecko. To na położne Sylwia Szwed kieruje reflektor, rozmawiając z trzema pokoleniami kobiet, które postanowiły przyjmować dzieci przychodzące na świat. Dzięki tym rozmowom dowiadujemy się, że ten zawód wymaga nie tylko wrażliwości, ale również odwagi, niezależności i siły. Dobrze, że ta książka pomaga nam to docenić." Justyna Dąbrowska AutorSzwed Sylwia Językpolski WydawnictwoCzarne ISBN9788381915298 Rok wydania2022 Wydanie2 Liczba stron304 OprawaTwarda Typ publikacjiKsiążka -17% This is Cezanne Paul Cezanne challenged convention and pioneered new possibilities in painting. He was remarkable for his ability to perceive and paint aspects of everyday life in ways that revealed dynamic yet deeply harmonious visions of the world. But the intellectual and emotional difficulties of his achievements were considerable. Mainly self-taught, most of his career was plagued by rejection. The critics, and the public, disliked his paintings, and in 1884 Cezanne declared that Paris, the centre of the nineteenth-century art world, had defeated him. Repeatedly, he retreated into self-doubt and bad temper. This book follows Cezanne on his extraordinary artistic journey, focusing on his formative discoveries, made not in the flashy, fashionable metropolis of Paris but in provincial and rural France, often in isolation. -5% -35% Perska zazdrość Nowa książka autorki bestselleru „Byłam służącą w arabskich pałacach". Znana z kart „Perskiej miłości” Joanna, żona bogatego kuwejckiego biznesmena Alego, wiedzie ekskluzywne, przepełnione przyjemnościami życie. Razem ze swoją amerykańską przyjaciółką, Angeliką, świetnie bawi się w Dubaju, w którym odwiedza najdroższe sklepy, restauracje i hotele. Ale co się dzieje, gdy luksus przez duże L przysłoni inne wartości? A ukochany, dbający o rodzinę mąż nagle zainteresuje się inną kobietą? Joanna niespodziewanie musi stawić czoło pełnej dramatyzmu sytuacji, która może doprowadzić do tragedii jej małżeństwo i trójkę dorastających dzieci. Czy potrafi uchronić siebie i swoją rodzinę przed katastrofą? Czy zdradę można wybaczyć? I jak potoczyły się dalsze losy Lidki, bohaterki „Perskiej miłości”? Laila Shukri po raz kolejny z właściwą sobie wnikliwością i barwnością odsłania najbardziej strzeżone tajemnice Orientu, w tym również dawnych i współczesnych haremów. Laila Shukri – ukrywająca się pod pseudonimem pisarka jest znawczynią Wschodu, Polką podróżującą i mieszkającą w krajach arabskich. Obecnie mieszka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale już planuje swoją dalszą podróż. Niezależnie od tego, czy zatrzyma się na dłużej w położonej na pustyni oazie, czy w ociekającym luksusem hotelu, udaje jej się dotrzeć do najgłębszych sekretów świata arabskiego. Po całym dniu uwielbia zasiąść na tarasie i napić się campari. W 2014 roku ukazał się jej debiut powieściowy „Perska miłość”, który podbił serca polskich czytelniczek. -39% Życie w obecności Boga Jak żyć w obecności Boga? Co zrobić, by modlitwa była czymś tak naturalnym jak oddech? Czy kontemplacja może być porywająca? Ojciec Franz Jalics SJ był cenionym na całym świecie kierownikiem duchowym, mistrzem modlitwy kontemplacyjnej i autorem poczytnych książek. W czasie swoich podróży po świecie odkrywał zakorzenione w człowieku głębokie pragnienie przebywania w obecności Boga. W odpowiedzi pokazywał, w jaki sposób sam odkrywał Boga w swoim życiu i jak mu w tym pomogły ćwiczenia ignacjańskie. Staram się poprowadzić uczestników do osiągnięcia stanu pełnej ciszy, w którym bez szczególnego zastanawiania się czy religijnego natchnienia zwyczajnie przebywają w obecności Boga. Modlitwa to spotkanie z Panem. (...) Tworzy ją i podtrzymuje nie wysiłek człowieka, ale przede wszystkim miłość Boga, który w cudowny sposób wkracza do naszego życia i niejednokrotnie w krótkim czasie doprowadza do tego, czego ludzkim staraniem nie byliśmy w stanie osiągnąć. Publikacja powstała na okoliczność 90. urodzin Franza Jalicsa SJ (1927-2021). W Polsce ukazały się następujące tytuły autora: Kontemplacja (2017), Towarzyszenie duchowe (2017), Rozwój duchowy (2019), Praktyka modlitwy (2020). -41% Noc strachów Była sobie czarna, czarna droga, która prowadziła przez czarną, czarną noc. A na końcu tej czarnej, czarnej drogi rosła wielka stara grusza. A przy tej wielkiej starej gruszy stał koślawy domek z desek. A przed tym koślawym domkiem płonęło małe ognisko. A wokół tego małego ogniska siedziało kilkoro przyjaciół. A każdy z tych przyjaciół miał do opowiedzenia niesamowitą historię... -38% Pod mikroskopem Czy żywność GMO zmienia nasze geny? Czy antybiotyki szkodzą na jelita? Czy możemy wyleczyć się, stosując homeopatię? Czy jedzenie z mikrofalówki szkodzi? Czy kawa wypłukuje magnez, a jego brak powoduje skurcze mięśni? Czy przeziębiamy się na skutek zimna? Nie wszystko, w co wierzysz, jest prawdą. Autor tej książki wnikliwie przygląda się powszechnym przekonaniom dotyczącym zdrowia i medycyny. Szuka źródeł, wyjaśnia, rozkłada na czynniki pierwsze. W natłoku informacji trudno odróżnić fakty od mitów. To, co nam pomaga, od tego, co szkodzi. Teorie spiskowe od rzetelnej wiedzy. A stawka jest wysoka – jest nią nasze zdrowie. Poznaj największe absurdy medyczne ostatnich lat. Przyjrzyj się im pod mikroskopem! Patryk Nowak – diagnosta laboratoryjny, absolwent Akademii Medycznej we Wrocławiu (obecnie Uniwersytetu Medycznego) na kierunku analityka medyczna. Studia ukończył z wyróżnieniem. Od 2010 roku pracuje w Zakładzie Patomorfologii i Cytologii Klinicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu. Interesuje się analityką medyczną, zdrowiem człowieka i czynnikami, które na nie wpływają, w tym żywieniem. Ufa nauce. Popiera szczepienia, nie kontestuje żywności GMO, nie boi się technologii Wi-Fi czy 5G. Wierzy w dowody oparte na faktach. Od 2015 roku prowadzi na YouTubie kanał edukacyjny Pod Mikroskopem. Skupia on już ponad 140 tysięcy subskrybentów i zawiera ponad 600 filmów mających prawie 35 milionów odsłon.
«Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki» (1 Kor 12, 26). Te słowa św. Pawła rozbrzmiewają mocno w moim sercu, gdy po raz kolejny przyznaję, że wielu nieletnich cierpiało z powodu nadużyć seksualnych, władzy i sumienia popełnianych przez znaczną liczbę księży i osób konsekrowanych. Przestępstwo to głęboko rani, na skutek cierpienia i bezsilności, przede wszystkim ofiary, ale także ich rodziny i całą wspólnotę, niezależnie od tego, czy są to osoby wierzące, czy też niewierzące. Gdy spoglądamy w przeszłość, nigdy nie będzie dość proszenia o przebaczenie i prób naprawienia wyrządzonych szkód. Patrząc w przyszłość, nigdy nie będzie dość tego, co się czyni, aby stworzyć kulturę zdolną do chronienia nie tylko przed powtarzaniem się takich sytuacji, lecz także niedopuszczającą możliwości ich ukrywania i trwania. Cierpienie ofiar i ich rodzin jest także naszym cierpieniem, dlatego musimy ponownie potwierdzić nasze zobowiązanie do tego, aby zapewnić ochronę nieletnim i bezbronnym dorosłym. 1. Gdy cierpi jeden członek W minionych dniach został opublikowany raport, opisujący doświadczenia co najmniej tysiąca osób, które padły ofiarą nadużyć seksualnych, władzy i sumienia ze strony kapłanów na przestrzeniu około siedemdziesięciu lat. Chociaż można powiedzieć, że większość przypadków dotyczy przeszłości, to jednak z upływem czasu poznaliśmy cierpienie wielu ofiar i stwierdzamy, że rany nigdy nie znikają i zobowiązują nas do zdecydowanego potępienia tych potworności, jak również do skoncentrowania wysiłków, aby wykorzenić tę kulturę śmierci; ran «nie można nigdy uznawać za przedawnione». Cierpienie tych ofiar to skarga, która wznosi się do nieba, dotykająca duszy, a która przez długi czas była ignorowana, ukrywana lub wyciszana. Ale ich wołanie było silniejsze niż wszystkie środki, które próbowały je uciszyć, czy też rzekomo zaradzały mu poprzez decyzje, które powiększały jego wagę, doprowadzając do współwiny. Wołanie, którego Pan wysłuchał, ukazując nam, po raz kolejny, po której chce być stronie. Kantyk Maryi się nie myli i jakby w tle jest słyszalny stale na przestrzeni dziejów, bowiem Pan pamięta o obietnicy, którą złożył naszym ojcom: «Rozproszył pyszniących się zamysłami serc swoich. Strącił władców z tronu, a wywyższył pokornych. Głodnych nasycił dobrami, a bogatych z niczym odprawił» (por. Łk 1, 51-53), i odczuwamy wstyd, gdy uświadamiamy sobie, że nasz styl życia zaprzeczał i zaprzecza temu, co wypowiadamy głosem. Ze wstydem i skruchą jako wspólnota kościelna przyznajemy, że nie potrafiliśmy być tam, gdzie powinniśmy być, że nie zadziałaliśmy w porę, by rozpoznać rozmiary i powagę krzywdy, jaka była wyrządzona tak wielu ludzkim istotom. Zlekceważyliśmy i opuściliśmy maluczkich. Zacytuję słowa ówczesnego kardynała Ratzingera, kiedy w rozważaniach Drogi Krzyżowej przygotowanych na Wielki Piątek 2005 roku dołączył swój głos do krzyku bólu tak wielu ofiar, używając mocnych słów: «Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! (...) Zdrada uczniów, niegodne przyjmowanie Jego Ciała i Krwi jest z pewnością największym bólem, który przeszywa serce Zbawiciela. Nie pozostaje nam nic innego, jak z głębi duszy wołać do Niego Kyrie, eleison — Panie, ratuj! (por. Mt 8, 25)» (Stacja Dziewiąta, w: «L'Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 6/2005, s. 54). 2. Współcierpią wszystkie członki Rozmiar i powaga wydarzeń wymaga zajęcia się tym faktem w sposób globalny i wspólnotowy. Chociaż w każdym procesie nawrócenia ważne i konieczne jest uświadomienie sobie tego, co się wydarzyło, to jednak samo w sobie to nie wystarcza. Dziś jako lud Boży jesteśmy wezwani, by wziąć na siebie odpowiedzialność za ból naszych braci, zranionych na ciele i na duszy. Jeśli w przeszłości sposobem reakcji mogło stać się zaniedbanie, to dzisiaj chcemy, aby solidarność, pojmowana w swym najgłębszym i wymagającym znaczeniu, stała się naszym sposobem tworzenia obecnej i przyszłej historii (por. Adhort. apost. Evangelii gaudium, 228), w środowisku, gdzie ofiary konfliktów, napięć, a zwłaszcza nadużyć wszelkiego rodzaju mogłyby znaleźć pomocną dłoń, która by je chroniła i uwolniła od bólu. Taka solidarność wymaga od nas z kolei ujawniania wszystkiego, co może zagrażać integralności każdej osoby. Jest to solidarność domagająca się zwalczania wszelkich form zepsucia, zwłaszcza duchowego, «ponieważ polega ono na ślepocie wygodnej i samowystarczalnej, przy której w końcu wszystko zdaje się być dopuszczalne: oszustwa, oszczerstwa, egoizm i wiele subtelnych form skoncentrowania na sobie samym, ‘sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości' (2 Kor 11, 14)» (Adhort. apost. Gaudete et exsultate, 165). Wezwanie św. Pawła, by cierpieć z cierpiącymi, jest najlepszym antidotum przeciwko jakiejkolwiek chęci powtarzania nadal wśród nas słów Kaina: «Czyż jestem stróżem brata mego?» (Rdz 4, 9). Jestem świadomy wysiłku i pracy podejmowanych w różnych częściach świata w celu zapewnienia i przeprowadzenia niezbędnych działań, mających zagwarantować bezpieczeństwo i chronić integralność dzieci oraz bezbronnych dorosłych, a także upowszechniania «zerowej tolerancji» i sposobów pociągania do odpowiedzialności wszystkich, którzy popełniają lub ukrywają te przestępstwa. Z opóźnieniem stosujemy te jakże niezbędne działania i sankcje, ale jestem przekonany, że pomogą one zapewnić lepszą kulturę ochrony w chwili obecnej i w przyszłości. Oprócz tych wysiłków trzeba, by każdy ochrzczony czuł się zaangażowany w przemianę kościelną i społeczną, która jest bardzo potrzebna. Taka przemiana wymaga nawrócenia osobistego i wspólnotowego i prowadzi nas do patrzenia w tym samym kierunku, w którym patrzy Pan. Św. Jan Paweł II twierdził: «Jeśli nasze działania rzeczywiście mają początek w kontemplacji Chrystusa, to powinniśmy umieć Go dostrzegać przede wszystkim w twarzach tych, z którymi On sam zechciał się utożsamić» (List apost. Novo millennio ineunte, 49). Uczyć się patrzenia tam, gdzie patrzy Pan, przebywania tam, gdzie Pan chce, byśmy byli, nawracania serca, trwając w Jego obecności. Pomoże nam w tym modlitwa i pokuta. Zachęcam cały święty wierny lud Boży do modlitwy pokutnej i postu, zgodnie z poleceniem Pana 1, które rozbudza nasze sumienia, naszą solidarność i nasze zaangażowanie na rzecz kultury ochrony, oraz mówienia «nigdy więcej» wszelkim rodzajom i formom nadużyć. Nie sposób wyobrazić sobie nawrócenia w postępowaniu Kościoła bez aktywnego udziału wszystkich członków ludu Bożego. Ponadto, za każdym razem, gdy staraliśmy się zastępować, wyciszać, pomijać, ograniczać lud Boży do małych elit, tworzyliśmy wspólnoty, plany, podejścia teologiczne, duchowości i struktury bez korzeni, bez pamięci, bez twarzy, bez ciała, w ostatecznym rozrachunku — bez życia 2. Przejawia się to wyraźnie w niewłaściwym sposobie rozumienia władzy w Kościele — bardzo powszechnym w wielu wspólnotach, w których doszło do nadużyć seksualnych, władzy i sumienia — jakim jest klerykalizm, ta postawa, która «nie tylko unicestwia osobowość chrześcijan, ale ma tendencję także do umniejszania i niedoceniania łaski chrzcielnej, którą Duch Święty złożył w sercach naszych ludzi» 3. Klerykalizm, który umacniają zarówno sami kapłani, jak i świeccy, powoduje rozłam w ciele eklezjalnym, który sprzyja rozwojowi form zła, które teraz potępiamy. Powiedzenie «nie» wobec nadużycia oznacza stanowcze odrzucenie wszelkich form klerykalizmu. Zawsze dobrze jest pamiętać, że «w historii zbawienia Pan zbawił lud. Nie istnieje pełna tożsamość bez przynależności do ludu. Z tego względu nikt nie zbawia się sam, jako wyizolowana jednostka, ale Bóg przyciąga nas, biorąc pod uwagę złożoną sieć relacji międzyludzkich, które się nawiązują we wspólnocie ludzkiej: Bóg zechciał wejść w dynamikę ludową, w dynamikę ludu» (Adhort. apost. Gaudete et exsultate, 6). Dlatego jedynym sposobem, w jaki możemy odpowiedzieć na to zło, które zniszczyło tak wiele ludzkich istnień, jest postrzeganie go jako zadania, które angażuje i dotyczy nas wszystkich jako ludu Bożego. Ta świadomość, że czujemy się częścią ludu i wspólnej historii, pozwoli nam uznać nasze grzechy i błędy z przeszłości dzięki przyjęciu postawy pokutnej, która sprawi, że odnowimy się wewnętrznie. Wszystko, co się robi, aby wykorzenić kulturę nadużyć z naszych wspólnot, bez czynnego udziału wszystkich członków Kościoła nie zdoła wytworzyć mechanizmów potrzebnych do zdrowej i skutecznej przemiany. Pokutny wymiar postu i modlitwy pomoże nam jako ludowi Bożemu stanąć przed Panem i naszymi zranionymi braćmi jako grzesznicy, proszący o przebaczenie oraz łaskę wstydu i nawrócenia, a tym samym wypracować działania, które zrodzą postawy zgodne z Ewangelią. Ponieważ «za każdym razem, gdy staramy się powrócić do źródeł i odzyskać pierwotną świeżość Ewangelii, pojawiają się nowe drogi, twórcze metody, inne formy wyrazu, bardziej wymowne znaki, słowa zawierające nowy sens dla dzisiejszego świata» (Adhort. apost. Evangelii gaudium, 11). Konieczne jest, abyśmy jako Kościół mogli rozpoznać i z bólem oraz wstydem potępić okrucieństwa popełnione przez osoby konsekrowane, duchownych, a także przez tych wszystkich, których misją było czuwanie nad najbardziej bezbronnymi i chronienie ich. Prosimy o przebaczenie za grzechy nasze i innych osób. Świadomość grzechu pomaga nam uznać błędy, przestępstwa i rany zadane w przeszłości i pozwala nam w teraźniejszości otworzyć się i bardziej zaangażować w proces ponownego nawrócenia. Jednocześnie pokuta i modlitwa pomogą nam uwrażliwić nasze oczy i serce na cierpienia innych oraz pokonać żądzę panowania i posiadania, która tak często staje się źródłem tego zła. Niech post i modlitwa otworzą nasze uszy na milczące cierpienie dzieci, młodzieży i osób niepełnosprawnych. Niech post wywoła w nas głód i pragnienie sprawiedliwości i skłoni nas do podążania w prawdzie oraz wspierania wszystkich postępowań sądowych, które okażą się niezbędne. Chodzi o post, który nami wstrząśnie i poprowadzi nas do zaangażowania się w prawdzie i miłości, ze wszystkimi ludźmi dobrej woli i z całym społeczeństwem, w walkę z wszelkiego rodzaju nadużyciami seksualnymi, władzy i sumienia. W ten sposób będziemy mogli urzeczywistnić nasze powołanie, aby być «znakiem i narzędziem wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem i jedności całego rodzaju ludzkiego» (Lumen gentium, 1). «Gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki» — powiedział nam św. Paweł. Poprzez postawę modlitewną i pokutną będziemy mogli wczuć się jako osoby i wspólnota w to wezwanie, aby wzrastały wśród nas dary, jakimi są współczucie, sprawiedliwość, zapobieganie i zadośćuczynienie. Maryja potrafiła stać u stóp krzyża swego Syna. Nie w jakikolwiek sposób, ale stała mocno przy krzyżu. Tą postawą wyraża swój sposób życia. Kiedy doświadczamy przygnębienia wywołanego przez te plagi kościelne, dobrze będzie, jeżeli wraz z Maryją «przyłożymy się bardziej do modlitwy» (por. św. Ignacy Loyola, Ćwiczenia duchowne, 319), starając się wzrastać w miłości do Kościoła i wierności wobec niego. Ona, pierwsza uczennica, uczy nas wszystkich, uczniów, jak powinniśmy postępować w obliczu cierpienia niewinnych, bez uników i małoduszności. Patrzenie na Maryję oznacza uczenie się odkrywania, gdzie i jak powinien stać uczeń Chrystusa. Niech Duch Święty da nam łaskę nawrócenia i wewnętrzne namaszczenie, abyśmy w obliczu tego przestępstwa nadużyć mogli wyrazić naszą skruchę i nasze postanowienie, by odważnie z nimi walczyć. Watykan, 20 sierpnia 2018 r. Przypisy: 1. «Ten zaś rodzaj [złych duchów] można wyrzucać tylko modlitwą i postem» (Mt 17, 21). 2. Por. List do ludu Bożego. który pielgrzymuje w Chile, 31 maja 2018 r. 3. List do kard. Marca Ouelleta, przewodniczącego Papieskiej Komisji ds. Ameryki Łacińskiej, 19 marca 2016 r. (w: «L'Osservatore Romano», wyd. polskie, n. 5/2016, s. 5). opr. mg/mg
Zadanie domoweNapisz, korzystając z różnych źródeł informacji co to jest ,,Technika". Question from @Ryszard581 - Szkoła podstawowa - Technika